Z perspektywy Elsy:
Siedziałam na balkonie rozwiązując zadanie z matematyki. Nie należało ono do najłatwiejszych, ale wykorzystałam nieprzygotowania w bierzącym roku.
Siedziałam na balkonie rozwiązując zadanie z matematyki. Nie należało ono do najłatwiejszych, ale wykorzystałam nieprzygotowania w bierzącym roku.
Nie byłam orłem z algebry, wolałam zajęcia związane z używaniem wyobraźni.
Miałam swój specjalny notesik gdzie zapisywałam wymyślane przeze mnie historie. Postanowiłam w przyszłosci wykorzystać je do własnych książek, miałam co do nich wielkie plany.
Moja wyobraźnia nie znała granic, potrafiłam tworzyć nieziemskie opowiadania. O czym świadczyły wielokrotnie wygrane przeze mnie konkursy.
Lubiłam spokój i przyrodę, dlatego zawsze odrabiałam lekcje na balkonie, gdzie rosły wyhodowane przeze mnie białe róże. Kochałam ich zapach, dawał ukojenie moim zszarpanym nerwom.
Żeby zagłuszyć odgłosy miasta i przejeżdżających aut, zakładałam słuchawki podłączone do MP-3 i dawałam się ponieść muzyce. Była ona dla mnie pomostem do innego świata. Gdzie mogłam w spokoju skupić się na aktualnie wykonywanym zadaniu. W brew pozorom, muzyka wcale mnie nie dekoncentrowała. Chociaż innym ludziom zapewne by to przeszkadzało. Byłam po prostu inna.
Kochałam pisać referaty, chociaż reszta mojej klasy ich nienawidziła, włącznie z Hiccupem, był on zdecydowanie lepszy w przedmiotach ścisłych.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o następnym zadaniu, było nim wypracowanie z angielskiego. Temat był dowolny, dlatego mogłam się wykazać. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pomysłów dotyczących fabuły. Nie musiałam się wysilać, to była dla mnie przyjemność.
Dlatego zaraz po skończonym zadaniu z matematyki, od razu wzięłam się za referat. Resztę lekcji odłożyłam na później, całkowicie pochłonął mnie trans pisania. Kiedy tylko dotknęłam długopisem kartki, cała historia w mgnieniu oka zaczęła się kreować. Miałam już zarys całego opowiadania, w tej chwili potrzebne mi były tylko trzy rzeczy: długopis, kartka i moja wyobraźnia. Nie liczyło się nic więcej poza pisaniem.
Nagle mój telefon zaczął wibrować, uruchomiła się muzyka którą ustawiłam sobie jako dzwonek. Zdziwiona i zdezorientowana, o mało nie spadłam z krzesła. Przecież wyłączyłam mojego smartphona.
Wybita z równowagi, chwyciłam telefon i spojrzałam na kontakt wyświetlający się na ekranie. Imię które na nim widniało przyprawiło mnie o zawroty głowy. To było niemożliwe. Dzwoniła do mnie Susan Burrows. Jej stare zdjęcie migało nad ikonką zielonej słuchawki. Czego ode mnie chciała? Przecież sama zakończyła naszą znajomość. Bałam się odebrać, nie rozmawiałam z nią od paru lat. Nie chciałam ponownie przypominać sobie o naszej dawnej przyjaźni, która pozostawiła widoczne i głębokie blizny na mojej duszy. Nie miałam zamiaru jeszcze raz ranić bliskich, bałam się samej siebie.
Ze zdenerwowania telefon zaczął zamarzać w mojej dłoni. Traciłam kontrolę, ogarniała mnie panika. Chcąc się uspokoić zaczęłam szybciej i mocniej oddychać. Lecz to nic nie dało. Podjęłam kolejną próbę, usiłowałam przypomnieć sobie słowa piosenki która zawsze mi pomagała. Ale jednak tym razem, stres nie pozwolił mi jej odszukać w pamięci. Zaczęłam nerwowo tupać nogą, wszystko zaczęło mnie przerastać. Nie mogłam nic zrobić, a moja moc coraz szybciej zaczęła się wymykać z pod kontroli.
-Elsa?-chociaż w cale nie odebrałam połączenia, z głośnika telefonu wydobył się dobrze znany mi głos.-Wszystko dobrze?-Susan wydawała się być przejęta moją bezradnością.
Nie wiem dlaczego, ale wypowiedziane przez nią słowa, sprawiły że się uspokoiłam. Czułam się przy niej bezpieczne. Chociaż w rzeczywistości bałam się spotkania z nią twarzą w twarz.
-Tak.-odparłam zszokowana.-Po co zadzwoniłaś? Przecież sama mówiłaś że...
-Nie wracajmy teraz do tego.-przerwała mi tonem nie znoszącym oporu.-Mamy ważniejsze sprawy do załatwienia...potrzebuję twojej pomocy.
Ostatnie zdanie wprawiło mnie w osłupienie. Susan zawsze radziła sobie sama, od kąd pamiętam nigdy nie prosiła nikogo o cokolwiek. Żyła na własnych warunkach i nie słuchała nikogo. Za co ją podziwiałam. Potrafiła sama o siebie zadbać i nie potrzebowała niczyjej pomocy.
-Co się stało?-moja ciekawość dawała o sobie znać.
-Znasz Jacka Frosta?
Doznałam kolejnego szoku. Co Susan mogła mieć wspólnego z białowłosym? Przecież nigdy się nie poznali. A gdyby jednak, Jack z pewnością by mnie o tym poinformował.
-Tak...-odparłam, mając złe przeczucia. Susan była nieobliczalna.
-Po skończonych lekcjach, przyjechał do pizzerii w której pracuję. Niestety zaraz po nim w lokalu pojawili się pijani nastolatkowie. Nienawidzę takiego typu ludzi, dlatego wyprosiłam ich na zewnątrz. Nie byli z tego powodu zadowoleni, chcieli mnie pobić. Jeden z nich bezczelnie mnie pocałował, dlatego zdzieliłam go po twarzy. Wtedy ewidentnie wkurzyłam jego partnerkę, dziewczyna ruszyła na mnie z mordem w oczach. Jack stanął w mojej obronie. Ale ich było więcej, jego interwencja od początku była skazana na porażkę. Zaczęli go kopać i wyzywać. Byłam przerażona, dlatego zatrzymałam czas, przy okazji usypiając zbirów i Frosta. Boję się że coś zapamiętał. Nie wiem co mam dalej robić. Jeżeli śmiertelnicy to zobaczą...-w tej chwili głos jej się załamał.
Ja także nie byłam w lepszym stanie. Dzisiejszy natłok negatywnych informacji całkowicie naciągnął moje i tak już zszarpane nerwy. Było ich zbyt dużo. Susan w tarapatach, Jack pobity, ja na granicy wytrzymałości. Brakowało jeszcze królewskiego orszaku z Arendelle szukającego mnie w New Yorku. Miałam wszystkiego dosyć, chciałam wreszcie uciec od starych problemów. Ale najwyraźniej nie dane mi było żyć w spokoju, starzy wrogowie ponownie budzili się do życia. Każdego dnia czułam jak zwiększają swoja siłę, ale chciałam być na te znaki obojętna. Marzyłam o normalnym życiu, jednak w końcu dopadły mnie kłopoty, przed którymi dotychczas skutecznie umykałam.
Niestety nadszedł ten dzień, kiedy moja historia związana ze światem magii rozpoczęła się na nowo. Ponownie będę musiała wraz z Susan odciąć się od cywilizacji i uciec w odległe miejsca. Dlaczego spotkała mnie taka kara? Nie wiedziałam. Ale jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że kiedyś w końcu doznam spokoju. Nie chciałam wracać do znienawidzonego Arendelle.
Znowu naszły mnie ponure myśli, zaczęłam nerwowo poruszać nogą. Miałam dosyć paskudnych wspomnień z przeszłości. Przyspieszyłam ruch swoich mięśni, chcąc dać upust emocjom. Chociaż wiedziałam że i tak nic nie wskóram.
Kubek z kawą, stojący na stoliku poruszonym moją stopą, z hukiem spadł na balkon rozsypując się na miliony małych kawałeczków.
Westchnęłam roztargniona, jak zwykle nie potrafiłam opanować swoich emocji.
Postanowiłam, dalej skupić się na rozmowie i zapomnieć o dawnych dziejach.
-Jak to?-spytałam udawanym opanowanym głosem.
-Sama jeszcze nie zdążyłam się z tego otrząsnąć. Dlatego potrzebuje twojej pomocy. Proszę.- Była przerażona.
-Gdzie jesteś?-spytałam, chcąc jej jak najszybciej pomóc.
Susan opiekowała się mną przez lata jak starsza siostra, byłam jej to winna. Nie mogłam zwlekać.
-W Mike's Pizza na Wall Strett. Pośpiesz się. Nie dam rady długo utrzymać bariery niewidzialności.
-Postaram się.-odparłam, w pospiechu sprzątając drżącymi rękami resztki rozbitego kubka.
-Zobaczymy się na miejscu.-dodałam po czym zakończyłam rozmowę.
Nie chciałam tego spotkania, ale jeżeli Susan była w tarapatach musiałam się do niego zmusić. Obiecywałam sobie że po ostatniej walce i ucieczce nie będę z nią rozmawiać. Jednak każda z nas wiedziała że dzieje się coś niedobrego. Susan zawsze była opanowana, nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Nikomu jeszcze nie udało jej się wyprowadzić z równowagi, miała stalowe nerwy. Tylko czarna magia potrafiła wzbudzać w niej lęk, strach czy rozpacz. Nigdy nie działała pochopnie, nawet jeżeli chodziło o życie drugiej osoby. Była rozważna, podczas tej bójki ktoś potężny musiał nad nią zapanować. Na pewno nie miał dobrych zamiarów, jeżeli zmusił ją do naruszenia czasoprzestrzeni.
Te przemyślenia jeszcze bardziej mnie przestraszyły dlatego zwiększyłam prędkość swoich przygotowań.
Lubiłam spokój i przyrodę, dlatego zawsze odrabiałam lekcje na balkonie, gdzie rosły wyhodowane przeze mnie białe róże. Kochałam ich zapach, dawał ukojenie moim zszarpanym nerwom.
Żeby zagłuszyć odgłosy miasta i przejeżdżających aut, zakładałam słuchawki podłączone do MP-3 i dawałam się ponieść muzyce. Była ona dla mnie pomostem do innego świata. Gdzie mogłam w spokoju skupić się na aktualnie wykonywanym zadaniu. W brew pozorom, muzyka wcale mnie nie dekoncentrowała. Chociaż innym ludziom zapewne by to przeszkadzało. Byłam po prostu inna.
Kochałam pisać referaty, chociaż reszta mojej klasy ich nienawidziła, włącznie z Hiccupem, był on zdecydowanie lepszy w przedmiotach ścisłych.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o następnym zadaniu, było nim wypracowanie z angielskiego. Temat był dowolny, dlatego mogłam się wykazać. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pomysłów dotyczących fabuły. Nie musiałam się wysilać, to była dla mnie przyjemność.
Dlatego zaraz po skończonym zadaniu z matematyki, od razu wzięłam się za referat. Resztę lekcji odłożyłam na później, całkowicie pochłonął mnie trans pisania. Kiedy tylko dotknęłam długopisem kartki, cała historia w mgnieniu oka zaczęła się kreować. Miałam już zarys całego opowiadania, w tej chwili potrzebne mi były tylko trzy rzeczy: długopis, kartka i moja wyobraźnia. Nie liczyło się nic więcej poza pisaniem.
Nagle mój telefon zaczął wibrować, uruchomiła się muzyka którą ustawiłam sobie jako dzwonek. Zdziwiona i zdezorientowana, o mało nie spadłam z krzesła. Przecież wyłączyłam mojego smartphona.
Wybita z równowagi, chwyciłam telefon i spojrzałam na kontakt wyświetlający się na ekranie. Imię które na nim widniało przyprawiło mnie o zawroty głowy. To było niemożliwe. Dzwoniła do mnie Susan Burrows. Jej stare zdjęcie migało nad ikonką zielonej słuchawki. Czego ode mnie chciała? Przecież sama zakończyła naszą znajomość. Bałam się odebrać, nie rozmawiałam z nią od paru lat. Nie chciałam ponownie przypominać sobie o naszej dawnej przyjaźni, która pozostawiła widoczne i głębokie blizny na mojej duszy. Nie miałam zamiaru jeszcze raz ranić bliskich, bałam się samej siebie.
Ze zdenerwowania telefon zaczął zamarzać w mojej dłoni. Traciłam kontrolę, ogarniała mnie panika. Chcąc się uspokoić zaczęłam szybciej i mocniej oddychać. Lecz to nic nie dało. Podjęłam kolejną próbę, usiłowałam przypomnieć sobie słowa piosenki która zawsze mi pomagała. Ale jednak tym razem, stres nie pozwolił mi jej odszukać w pamięci. Zaczęłam nerwowo tupać nogą, wszystko zaczęło mnie przerastać. Nie mogłam nic zrobić, a moja moc coraz szybciej zaczęła się wymykać z pod kontroli.
-Elsa?-chociaż w cale nie odebrałam połączenia, z głośnika telefonu wydobył się dobrze znany mi głos.-Wszystko dobrze?-Susan wydawała się być przejęta moją bezradnością.
Nie wiem dlaczego, ale wypowiedziane przez nią słowa, sprawiły że się uspokoiłam. Czułam się przy niej bezpieczne. Chociaż w rzeczywistości bałam się spotkania z nią twarzą w twarz.
-Tak.-odparłam zszokowana.-Po co zadzwoniłaś? Przecież sama mówiłaś że...
-Nie wracajmy teraz do tego.-przerwała mi tonem nie znoszącym oporu.-Mamy ważniejsze sprawy do załatwienia...potrzebuję twojej pomocy.
Ostatnie zdanie wprawiło mnie w osłupienie. Susan zawsze radziła sobie sama, od kąd pamiętam nigdy nie prosiła nikogo o cokolwiek. Żyła na własnych warunkach i nie słuchała nikogo. Za co ją podziwiałam. Potrafiła sama o siebie zadbać i nie potrzebowała niczyjej pomocy.
-Co się stało?-moja ciekawość dawała o sobie znać.
-Znasz Jacka Frosta?
Doznałam kolejnego szoku. Co Susan mogła mieć wspólnego z białowłosym? Przecież nigdy się nie poznali. A gdyby jednak, Jack z pewnością by mnie o tym poinformował.
-Tak...-odparłam, mając złe przeczucia. Susan była nieobliczalna.
-Po skończonych lekcjach, przyjechał do pizzerii w której pracuję. Niestety zaraz po nim w lokalu pojawili się pijani nastolatkowie. Nienawidzę takiego typu ludzi, dlatego wyprosiłam ich na zewnątrz. Nie byli z tego powodu zadowoleni, chcieli mnie pobić. Jeden z nich bezczelnie mnie pocałował, dlatego zdzieliłam go po twarzy. Wtedy ewidentnie wkurzyłam jego partnerkę, dziewczyna ruszyła na mnie z mordem w oczach. Jack stanął w mojej obronie. Ale ich było więcej, jego interwencja od początku była skazana na porażkę. Zaczęli go kopać i wyzywać. Byłam przerażona, dlatego zatrzymałam czas, przy okazji usypiając zbirów i Frosta. Boję się że coś zapamiętał. Nie wiem co mam dalej robić. Jeżeli śmiertelnicy to zobaczą...-w tej chwili głos jej się załamał.
Ja także nie byłam w lepszym stanie. Dzisiejszy natłok negatywnych informacji całkowicie naciągnął moje i tak już zszarpane nerwy. Było ich zbyt dużo. Susan w tarapatach, Jack pobity, ja na granicy wytrzymałości. Brakowało jeszcze królewskiego orszaku z Arendelle szukającego mnie w New Yorku. Miałam wszystkiego dosyć, chciałam wreszcie uciec od starych problemów. Ale najwyraźniej nie dane mi było żyć w spokoju, starzy wrogowie ponownie budzili się do życia. Każdego dnia czułam jak zwiększają swoja siłę, ale chciałam być na te znaki obojętna. Marzyłam o normalnym życiu, jednak w końcu dopadły mnie kłopoty, przed którymi dotychczas skutecznie umykałam.
Niestety nadszedł ten dzień, kiedy moja historia związana ze światem magii rozpoczęła się na nowo. Ponownie będę musiała wraz z Susan odciąć się od cywilizacji i uciec w odległe miejsca. Dlaczego spotkała mnie taka kara? Nie wiedziałam. Ale jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że kiedyś w końcu doznam spokoju. Nie chciałam wracać do znienawidzonego Arendelle.
Znowu naszły mnie ponure myśli, zaczęłam nerwowo poruszać nogą. Miałam dosyć paskudnych wspomnień z przeszłości. Przyspieszyłam ruch swoich mięśni, chcąc dać upust emocjom. Chociaż wiedziałam że i tak nic nie wskóram.
Kubek z kawą, stojący na stoliku poruszonym moją stopą, z hukiem spadł na balkon rozsypując się na miliony małych kawałeczków.
Westchnęłam roztargniona, jak zwykle nie potrafiłam opanować swoich emocji.
Postanowiłam, dalej skupić się na rozmowie i zapomnieć o dawnych dziejach.
-Jak to?-spytałam udawanym opanowanym głosem.
-Sama jeszcze nie zdążyłam się z tego otrząsnąć. Dlatego potrzebuje twojej pomocy. Proszę.- Była przerażona.
-Gdzie jesteś?-spytałam, chcąc jej jak najszybciej pomóc.
Susan opiekowała się mną przez lata jak starsza siostra, byłam jej to winna. Nie mogłam zwlekać.
-W Mike's Pizza na Wall Strett. Pośpiesz się. Nie dam rady długo utrzymać bariery niewidzialności.
-Postaram się.-odparłam, w pospiechu sprzątając drżącymi rękami resztki rozbitego kubka.
-Zobaczymy się na miejscu.-dodałam po czym zakończyłam rozmowę.
Nie chciałam tego spotkania, ale jeżeli Susan była w tarapatach musiałam się do niego zmusić. Obiecywałam sobie że po ostatniej walce i ucieczce nie będę z nią rozmawiać. Jednak każda z nas wiedziała że dzieje się coś niedobrego. Susan zawsze była opanowana, nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Nikomu jeszcze nie udało jej się wyprowadzić z równowagi, miała stalowe nerwy. Tylko czarna magia potrafiła wzbudzać w niej lęk, strach czy rozpacz. Nigdy nie działała pochopnie, nawet jeżeli chodziło o życie drugiej osoby. Była rozważna, podczas tej bójki ktoś potężny musiał nad nią zapanować. Na pewno nie miał dobrych zamiarów, jeżeli zmusił ją do naruszenia czasoprzestrzeni.
Te przemyślenia jeszcze bardziej mnie przestraszyły dlatego zwiększyłam prędkość swoich przygotowań.
Strój Elsy |
W mgnieniu oka założyłam swoją skórzaną kurtkę i ulubione szpilki. Spakowałam ciuchy na zmianę, szykując się na podróż. Na koniec włożyłam jeszcze do plecaka przydatne rzeczy, czyli apteczkę, swoje stare, dawno nie używane rękawiczki i prowiant. Nie wiedziałam co mnie tam czeka, ale miałam przeczucie że to nie będzie przyjemny widok. Bardzo martwiłam się o Jacka. Myśli o jego cierpieniu przyprawiały mnie o dreszcze. Kochałam go i nie chciałam by cokolwiek mu się stało. Nie zniosłabym gdyby okazało się że to wszystko moja wina. Powinnam być przy nim i go wspierać. A zamiast tego siedziałam sobie wygodnie we własnym domu rozkoszując się spokojem. Nie byłam wzorem godnym naśladowania. Już wcześniej odbierałam ostrzegawcze sygnały telepatyczne od Susan, ale nie zwracałam na nie uwagi. Byłam lekkomyślna, myślałam tylko o sobie, zapominając o reszcie ludzi. Gdybym w porę zareagowała, być może Jackowi nic by się nie stało. Teraz miałam okropne wyrzuty sumienia, żałowałam że nie mogę cofnąć czasu. Pragnęłam tego najbardziej na świecie. Ale już nic nie mogłam zrobić. Pozostało mi tylko naprawianie własnych błędów.
Powłócząc nogami ruszyłam w stronę wyjścia. Wiedziałam że może już nigdy tu nie wrócę. Pogładziłam koniuszkami palców jedną ze ścian, wyłożoną niebieską tapetą. Będę tęsknić za tym miejscem, chociaż było to tylko stare i zakurzone mieszkanie w centrum miasta. W nim po raz pierwszy stałam się samodzielna i przejęłam stery własnego życia. Nauczyłam się w pewnym stopniu kontrolować moce oraz odkryłam w sobie nowe zdolności. Nie byłam już taką samą wystraszoną dziewczynką co kiedyś. Stałam się odpowiedzialną kobietą, która potrafiła radzić sobie w ciężkich warunkach. Właśnie dlatego to miejsce miało dla mnie tak wielkie znaczenie. Nie chciałam go opuszczać, ale ze względów bezpieczeństwa najprawdopodobniej będę musiała zmienić adres zamieszkania. W każdej chwili mógł mnie zaatakować mój stary wróg, który z pewnością tylko czekał na odpowiednią chwilę. Dlatego musiałam zachować wszelkie środki ostrożności.
Kiedy pożegnałam się już z swoim starym mieszkaniem, ze łzami w oczach zbiegłam po schodach. Chętnie skorzystałabym z windy, ale niestety dzisiaj była zepsuta. Zresztą jak zwykle. Nikt jej nie naprawiał odkąd przyjechałam tu dwa lata temu. Wszyscy mieli ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się przestarzałą maszyną.
Przeklęłam się w duchu, wiedząc że nie pozostało mi nie wiele czasu. Powinnam wcześniej zainterweniować w sprawie windy i poprosić o jej naprawienie, ale jednak tego nie zrobiłam. Przydałoby mi się teraz kilka dodatkowych minut na dojazd do pizzerii.
Wiedząc że na drodze najprawdopodobniej napotkam utrudnienia, postanowiłam pojechać tam rowerem. Uważałam go za najlepszy środek transportu w tak dużym mieście. Mogłam nim jechać przez najmniejsze ulice nie musząc przepychać się pomiędzy stłoczonymi autami. Dodatkowo był wystarczająco szybki bym mogła zdążyć na czas. Teraz liczyła się dla mnie każda sekunda.
W mgnieniu oka wskoczyłam na siodełko, po czym mocno odepchnęłam się nogami od podłoża. Kiedy znalazłam się na ulicy, od razu zwiększyłam swoją prędkość. Musiałam dotrzeć tam jak najszybciej. Nie patrząc na kolory świateł, pędziłam przed siebie co chwila robiąc mocne skręty żeby uniknąć zderzenia z samochodami. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na miejscu, Susan potrzebowała mojej pomocy.
Kiedy pożegnałam się już z swoim starym mieszkaniem, ze łzami w oczach zbiegłam po schodach. Chętnie skorzystałabym z windy, ale niestety dzisiaj była zepsuta. Zresztą jak zwykle. Nikt jej nie naprawiał odkąd przyjechałam tu dwa lata temu. Wszyscy mieli ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się przestarzałą maszyną.
Przeklęłam się w duchu, wiedząc że nie pozostało mi nie wiele czasu. Powinnam wcześniej zainterweniować w sprawie windy i poprosić o jej naprawienie, ale jednak tego nie zrobiłam. Przydałoby mi się teraz kilka dodatkowych minut na dojazd do pizzerii.
Wiedząc że na drodze najprawdopodobniej napotkam utrudnienia, postanowiłam pojechać tam rowerem. Uważałam go za najlepszy środek transportu w tak dużym mieście. Mogłam nim jechać przez najmniejsze ulice nie musząc przepychać się pomiędzy stłoczonymi autami. Dodatkowo był wystarczająco szybki bym mogła zdążyć na czas. Teraz liczyła się dla mnie każda sekunda.
W mgnieniu oka wskoczyłam na siodełko, po czym mocno odepchnęłam się nogami od podłoża. Kiedy znalazłam się na ulicy, od razu zwiększyłam swoją prędkość. Musiałam dotrzeć tam jak najszybciej. Nie patrząc na kolory świateł, pędziłam przed siebie co chwila robiąc mocne skręty żeby uniknąć zderzenia z samochodami. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na miejscu, Susan potrzebowała mojej pomocy.
Nie mogłam zatrzymywać się przy każdych pasach, wtedy cała droga zajęłaby mi z dwie godziny. Dlatego zręcznie mijałam przechodniów. Byłam wprawiona w tego typu akrobacjach. Często spóźniałam się do szkoły, więc niebezpieczne podróże nie były mi obce.
***
Kiedy zza zakrętu wyłonił się szyld z nazwą pizzerii, odetchnęłam z ulgą. Byłam wykończona całą tą szaleńczą jazdą, ale jednak sama byłam sobie winna. W momencie kiedy zeszłam z siodełka, nogi ugięły się pod moim ciężarem. Nie miałam energii żeby ruszyć się z miejsca, ale niestety musiałam pomóc Susan.Westchnęłam zdenerwowana, dzisiaj wszystko było przeciwko mnie. Chcąc jak najszybciej zobaczyć się z Jackiem, ruszyłam biegiem w stronę drzwi. Miałam nadzieję że nic poważnego mu się nie stało. Chociaż i tak wiedziałam że na pewno nie wyszedł z tej bójki bez szwanku.
Kiedy przekroczyłam próg drzwi, scena która rozgrywała się na moich oczach wprawiła mnie w osłupienie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich po długiej nieobecności! Jest mi bardzo wstyd za moje spóźnialstwo. Jednak było to spowodowane kompletnym brakiem czasu. Wiem że już są wakacje, ale ja niestety wciąż mam ręce pełne roboty.(której przybywa) Bardzo Was przepraszam, ale nic na to nie poradzę. Postaram się w wakacje wstawiać posty coraz częściej. Mam nadzieję, że będę miała więcej wytchnienia.(nie obiecuję) Jeżeli chodzi o rozdział...jest nudny..bezsensowny..itp.
Czasami mam chwilę zwątpienia.
CZY WARTO DALEJ PROWADZIĆ TEGO BLOGA?
Właśnie się nad tym zastanawiam.
W każdym bądź razie, proszę o komentarze, chociaż moje wypociny nie są ich warte. :P
Pozdrawiam ;D