poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozdział 13 #Miłość jednak istnieje.

Z perspektywy Elsy:

Powoli zaczynało mi się robić niedobrze od fetoru krwi który unosił się w całym pomieszczeniu. 
Jack miał jedną szerszą ranę na głowie z której bez przerwy sączył się strumień tej szkarłatnej cieczy, a z jego czoła spływały krople potu.
Mimo to starałam się zachować trzeźwość umysłu i nie panikować. 
W tej chwili białowłosy mnie potrzebował.
-Elsa..-z ust chłopaka wydobył się pojedyńczy cichy jęk, jednak to wystarczyło żeby moje serce zaczęło szybciej bić. 
-Spokojnie..-pogłaskałam go po jego śnieżnej czuprynie.-Jestem przy tobie.-dodałam splatając nasze dłonie.
Chociaż w mojej głowie panował istny mętlik, postanowiłam trwać przy nim podczas zabiegów wykonywanych przez Susan.
Wiedziałam że Jack mnie okłamywał i nie mówił całej prawdy..ale jednak w jego obecności ciągle czułam się bezpieczna i szczęśliwa. 
Sama nie wiedziałam co mam w tej chwili  myśleć... 
-Przytrzymaj go.. Muszę nastawić mu ramię.-blondynka popatrzyła na mnie wyczekująco, przy okazji wyrywając mnie z moich niekończących się rozmyślań.
Nie czekając dłużej szybko chwyciłam zdrowe ramię Jacka i przycisnęłam je mocniej do podłogi żeby się nie rzucał.
-Na trzy...-brązowooka mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Wiedziałam co chciała zrobić...
-Raz...Dwa...-specjalnie nie doliczyła do trzech żeby wykorzystać moment zaskoczenia.
Usłyszałam głuche i donośne pstryknięcie towarzyszące chrzęstowi przesuwanych kości.
Skrzywiłam się na ten dźwięk, wiedziałam że nastawianie kończyn z reguły było bardzo bolesne.
Chłopak napiął się i zacisnął wargi.
Czułam jak jego ręka ściska moją z niewiarygodną siłą. 
-Miało być na trzy...-powiedział ledwie słyszalnym szeptem lekko się uśmiechając.
-Nie żartuj sobie...to są poważne obrażenia...-Susan posłała mu karcące spojrzenie.-Odkładaj siły na potem i nic nie mów.
-Stęskniłem się śnieżynko.-powiedział przekręcając głowę w moją stronę.-Jesteś jeszcze piękniejsza niż przedtem.-wychrypiał pomiędzy oddechami.
Poczułam jak moje policzki robią się czerwone...
Nie powinnam tak łatwo dawać się ponosić emocjom...
Przecież mogło to być kolejne z jego kłamstw...
-Jeszcze raz zaciśnij zęby.-brązowooka wylała na głowę Frosta wodę utlenioną, po czym złapała chłopaka za ręce.
Jack zaczął się wyrywać i jęczeć z bólu.
Niestety musiałyśmy wyeliminować jakiekolwiek ryzyko zakarzenia.
-Jeszcze chwilę wytrzymaj.-dziewczyna popatrzyła na niego ze współczuciem.
-To tylko letkie szczypanie...-zaśmiał się, ale po chwili tego porzałował bo zaczął się krztusić.
-Elsa, przynieś wodę.-powiedziała blondynka nawet na mnie nie patrząc.
Szybko podreptałam w stronę stołu. Nalałam wody to stojącego na nim kubka, a następnie ponownie uklękłam przy Jacku.
-A teraz daj mu pić. Musimy zwilżyć jego gardło. Taki gwałtowny kaszel może mu coś uszkodzić.
-Nie przesadzajcie... Jest w porządku.
-Co ci mówiłam o gadaniu.-warknęła Susan, gdyby zabijała spojrzeniem, już by nie oddychał.
Jednak nie minęła chwila gdy ponownie złagodniała oglądając kolejne widoczne rany.
-Jakie ładne gwiazdy świecą na niebie... Takie piękne...Oooo... tą nazwałbym "Elsa", bo jest najjaśniejsza...-wskazał palcem w górę, a nasze oczy powędrowały za jego ręką.
Jak się spodziewałyśmy nie było tam żadnego nocnego nieba.. Tylko zwykły szary sufit.
-Majaczy.-stwierdziłam patrząc na chłopaka z przestrachem. 
Działo się z nim coraz gorzej. 
-Jack... Popatrz na mnie.-powiedziała skoncentrowana Susan.-Ile widzisz palców?
Wystawiła całą dłoń.
-Tylko policzę....Ale ostrzegam.. jestem słaby z matmy... -uśmiechnął się ponuro.
-Nie paplaj tyle.-Susan znowu przybrała groźną  minę.-Mów ile ich widzisz.
-Dziesięć.
-Na pewno?
-Oczywiście.
-Mogę zrobić okład z lodu.-zaoferowałam się widząc stan Frosta.
-Dobry pomysł.-odparła-Później razem postaramy się zdjąć mu bluzę. Wszędzie może mieć rany.
Na te słowa przypomniałam sobie dzień w klinice, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam klatkę piersiową chłopaka.
Aż zrobiło mi się cieplej na sercu.
-Jack, nie wykonuj żadnych ruchów.-dopiero słowa Susan wyrwały mnie z rozmyślań.
Wstałam z klęczek i ruszyłam w stronę zlewu.
Namoczyłam leżącą tam ścierkę, a potem zamroziłam ją swoją mocą.
Potem ponownie usiadłam przy Jacku.
Położyłam przygotowany okład na jego czerwonym czole.
-Od razu lepiej.-stwierdził białowłosy patrząc na mnie wdzięcznym wzrokiem.-Było gorąco.-dodał puszczając nam oczko.
-Teraz czas na bluzę.-blondynka przybrała znaczący wyraz twarzy, starając się nie zwracać uwagi na dziwne teksty Frosta.
-Chcecie mnie rozebrać?-na twarzy Jacka pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Ughhhh...-jęknęła Susan-Twoje żarty z każdą chwilą robią się coraz gorsze.
Zaraz po tym gdy to powiedziała, zbliżyła się do mnie i szepnęła tak żeby białowłosy nas nie usłyszał.
-Brakuje mu krwi, dlatego się wydurnia...musimy szybko zatamować krwotok.
-Pierwszorzędnie trzeba opatrzyć ranę głowy. 
-Dobrze, bierzmy się do roboty.
***
Po około piętnastu minutach skończyłyśmy opatrywać głowę chłopaka i ranę pod bokiem. Wszystko było starannie zabezpieczone i z żadnego bandaża nie ciekła krew.
Ułożyłyśmy Frosta na kanapie i przykryliśmy kocem, ponieważ parę sekund po naszej "cichej rozmowie" stracił przytomność.
-Będziemy przy nim na zmianę czuwać.
-Mogę zostać jako pierwsza.-zapropownowałam.
-Dobrze, ale pójdę jeszcze zaparzyć herbaty. Masz ochotę?
-Tak, zostały jakieś opakowania miętowej? 
-Jest ich cała szuflada, kupowałaś je na potęgę.-uśmiechnęła się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
-Nic nie poradzę na to że uwielbiam miętę. Ale o ile dobrze pamiętam, ty też nagromadziłaś w spiżarni zapas dżemów pomarańczowych.
-Całkowicie o nich zapomniałam.-przyznała blondynka.-Teraz przydałoby się je wykorzystać.-dodała z błyskiem w oku.
-Zrób dużo kanapek, Frost pewnie będzie głodny.-poradziłam Susan domyślając się jej zamiarów.-Same też trochę zjemy.
-Już biorę się do roboty.-uśmiechnęła się szczęśliwa, po czym z szybkością pantery pognała w stronę kuchni. 
A ja zostałam sama z Jackiem.
-Co mam o tobie myśleć?-zadałam retoryczne pytanie, na które sama nie znałam odpowiedzi.
Zapatrzyłam się na jego bledszą niż zwykle twarz. Czy miała taki odcień z powodu ran? A może chodziło o coś więcej? 
W końcu był teraz w swoim prawdziwym ciele. Nie wiedziałam jakie ma zdolności, ani kim naprawdę jest.
-Yrrrrmm...-białowłosy mruknął coś pod nosem, poruszył się, a potem z powrotem znieruchomiał.
-Dlaczego nie mogę mieć normalnego, zwyczajnego i spokojnego życia?-zadręczałam się spoglądając na swoje dłonie. 
Miałam już powoli wszystkiego dosyć.
-Gotowe.-Susan wysunęła się zza rogu pokoju trzymając w dłoniach tacę z kanapkami i trzy kubki z miętową herbatą.
Poruszała się bardzo zwinnie, ani na chwilę się nie zatrzymując. 
Ta umiejętność pozostała jej po pracy w pizzeri.
-Podano do stołu.-rzuciła żartobliwie. 
-Pachnie cudownie.-powiedziałam wdychając woń miętowej herbaty.
-Czy ja czuję jedzenie?-obudzony aromatem Jack zrobił wygłodniałą minę.
Jakby na potwierdzenie jego słów, zaburczało mu w brzuchu. 
Ale nawet ten komiczny zbieg okoliczności nas nie rozbawił.
-Tak.-mruknęłyśmy obie patrząc na siebie porozumiewawczo. 
Wiedziałyśmy że w najbliższym czasie będziemy musiały zadać Frostowi parę niewygodnych pytań. 
Jeżeli odzyskał siły, mogłyśmy zacząć już teraz.
-Ocknąłeś się w samą porę.-westchnęłam.
-Mam ochotę zjeść konia z kopytami.-powiedział sięgając po pierwszą porcję kanapek. 
Kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego co miało nastąpić.
-Nadszedł czas na ukazanie prawdy.-Susan momentalnie przybrała obojętny wyraz twarzy.-Musimy porozmawiać.
Przysunęła bliżej krzesło, a cała pozornie stabilna atmosfera ulotniła się w przeciągu kilku sekund. Na jej twarzy nie malowały się żadne emocje.
Natomiast z mojego wewnętrznego poczucia spokoju i melancholii pozostały jedynie skrawki. 
-Ale o czym?-wyglądał na zdezorientowanego.-Co takiego zrobiłem?
-Jack, dobrze wiesz o co chodzi.-popatrzyłam na niego z nieskrywaną urazą.-Jak mogłeś trzymać to w tajemnicy?
-Ale ja naprawdę nie wiem o co wam chodzi...
-Nie jesteś zwykłym człowiekiem.-brązowooka nawet nie zadawała pytań, tylko od razu wysunęła swoją trafną hipotezę.
 -Jak...-popatrzył na nas przestraszonym wzrokiem, a jego warga zaczęła się nerwowo trząść.
-Nie trzeba być super wykfalifikowanym detektywem, żeby po poszlakach odgadnąć, że jest w tobie coś magicznego.
-Czyli widziałyście mój powrót? 
-Nie tylko.-wtrąciłam się.-Już podczas walki w pizzeri Susan zaczęła cię podejrzewać.
-Ja....
-Myślałeś że jestem głupia.-zagotowałam się w środku na myśl o kłamstwach białowłosego.
-Ja wcale...-Frost ponownie próbował dokończyć zdanie ale jeszcze raz mu w tym przeszkodziłam.
-Grałeś na moich uczuciach.-przęłknęłam gorzko ślinę.-Powiedz dla kogo pracujesz...
-Elsa...nigdy nie bawiłbym się twoimi emocjami.-powiedział świdrując mnie twardo wzrokiem.-Nie dajecie mi dojść do słowa... Mogę to wszystko wyjaśnić....
-Słuchamy.-brązowooka śledziła każdy jego ruch. Zauważyłaby nawet najmniejsze oznaki kłamstwa.
-Jestem jedynie duchem zimy i zabawy, strzegę dziecięcych marzeń.-zrobił krótką przerwę jakby się nad czymś zastanawiał.-Nie chciałem was zdenerwować... ani tym bardziej szpiegować czy unieszkodliwić. 
Po prostu chciałem poczuć się wolny, brakowało mi mojego dawnego życia.
-Dawnego życia?-popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Tak...-odpowiadając na to pytanie Frost wyraźnie zmarkotniał.-Kiedyś byłem śmiertelnikiem i żyłem pośród ludzi. Ale utopiłem się w jeziorze...-przerwał czekając na nasze dalsze pytania.
Szczerze powiedziawszy jego odpowiedź trochę mnie zdziwiła.
-Czyli Księżyc wybrał cię na strażnika?-Susan wydawała się zainteresowana.
-Księżyc?-popatrzyłam na nią pytająco.
-To pan strażników marzeń. Rozdaje moce i umiejętności tylko wybranym przez siebie kandydatom. 
-Już rozumiem.-skinęłam lekko w stronę Jacka żeby kontynuował swoją odpowiedź.
-Poprosiłem go o danie mi ponownie ludzkiego życia. W taki sposób tutaj trafiłem.
-Ale dlaczego się nie przyznałeś? Przecież nawet ja nie kryłam się przed tobą ze swoimi mocami.
-Jak myślisz... Uwierzyłabyś, gdybym ci o tym powiedział bez żadnego poparcia dowodami, przecież zostałem pozbawiony magicznych zdolności.
-Tak, uwierzyłabym ci.-powiedziałam pewnie.
-Uhh...nie wydaje mi się.-Jack poprawił się na kanapie i nerwowo przeczesał włosy.-Prędzej uznałabyś to za wytwór mojej wybujałej wyobraźni. 
-Przestańcie roztrząsać nieistotne sprawy.-Susan popatrzyła na nas błagalnie.-Walczycie z wiatrakami. Przecież do niczego w ten sposób nie dojdziecie. 
-Masz racje.-stwierdziłam po krótkim namyśle.-Opowiedz nam więcej o tym kim jesteś i jakie masz moce.
Frost przez chwilę nic nie odpowiadał.
Wokół nas zaczęły pojawiać się pojedyńcze, błyszczące płatki śniegu.
Przestraszona spojrzałam na swoje ręce, bojąc się stracenia kontroli nad własnymi emocjami.
-Spokojnie Elsa.-oczy Jacka błysnęły iskierką rozbawienia.-To ja.
-Słucham?!-razem z Susan popatrzyłyśmy na niego jak na ducha. 
Którym paradoksalnie był.
-Mam moc lodu. 



***
Z perspektywy Zająca:
Miejsce ~Biegun Północny~ Siedziba Northa

-Uahhag aggfadyff-Yeti popatrzył na mnie krzywym wzrokiem, po tym jak zmroziłem podłogę na której boleśnie się wywrócił.
Musiałem przyznać, że zdolność odziedziczona po Jacku była naprawdę ciekawa. 
Mogłem się nieźle pobawić.
-Uhgugvvfafafaf..-włochaty stwór ponownie zaczął wymachiwać dłońmi zdenerwowany całą sytuacją.
-No już, nie gorączkuj się tak.-cicho zachichotałem.-Sam przyznaj... To było naprawdę zabawne.
Mrugnąłem do niego żartobliwie, na co 
Yeti ze zrezygnowaniem opuścił ręce w geście kapitulacji. 
-Guiuagqcv bsvhiwi!-burknął gniewnie, poczym wychodząc z impetem zatrzasnął drzwi. 
Gwizdnąłem przeciągle na jego reakcję.
-Będę miał kłopoty.
Dzisiaj zdąrzyłem wyprowadzić z równowagi wszystkich strażników.
Najwyraźniej powoli zamieniałem się we Frosta.
-Co za ironia.-wzbiłem się w powietrze i zacząłem robić podniebne fikołki.
Latanie było kolejnym plusem dostania mocy po białowłosym.
Dzięki nowym umiejętnością udało mi się  pozbyć lęku wysokości i zyskać więcej pewności siebie.
Mogłem podróżować w przestworzach razem z chmurami i wiatrem.


Westchnąłem pod nosem przypominając sobie pełne przeżyć loty nad lodowcami.
-North raczej  nie powinien zauważyć mojej nieobecności.-po krótkim namyśle postanowiłem jeszcze raz udać się w ulubione miejsce.
Otworzyłem okno w pokoju i stanąłem na wąskim parapecie. 
Powoli z niego zeskoczyłem i przez dłuższą chwilę spadałem bezwładnie ku dołowi.
Dopiero dwa metry nad śnieżną zaspą wzbiłem się w powietrze.
Adrenalina zaczęła działać.
Skierowałem się w stronę lasu i przyspieszyłem żeby dogonić lecące nieopodal ptaki.
Kiedy mi się to udało, wszystkie rozpierzchły się w różne strony.
Najwyraźniej bardzo je wystarszyłem. 
Po paru minutach, chcąc urozmaicić sobie podróż, zacząłem wykonywać slalomy między chmurami.
Biały puch przyjemnie łaskotał moje futro i uszy.
Niestety, nie mogłem długo nacieszyć się tym uczuciem.
Niespodziewanie poczułem dziwną ciężkość, jakby całe moje ciało było zrobione z ołowiu.
Przestałem się unosić i zacząłem szybko tracić wysokość.
Obraz zamazywał mi się przed oczami od uderzających we mnie śnieżek.
Spadałem na zaostrzone końce gigantycznych świerków z ogromną prędkością i nic nie mogłem na to poradzić.
-Jakim cudem?-spytałem zduszonym przez wiatr głosem, czując że mój lęk wysokości powraca.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka ;) 
Ostatnia część rozdziału nie za bardzo mi się podoba ale myślę że jakoś to przetrawicie. 
Nie zabijcie mnie za moment w którym skończyłam post. :) plz 
Mam nadzieję że podsyciłam waszą ciekawość. 
Życzę miłego czytania !
Pozdrowienia mrożonki <3







sobota, 17 września 2016

Rozdział 12 #Może lepiej byłoby odejść z tego świata...

Z perspektywy Elsy:

Kiedy Susan powiedziała że ciało Jacka zniknęło o mało co nie zakrztusiłam się powietrzem. 
Przecież pokój, jak i cały dom, były strzeżone magicznym zaklęciem... nawet gdyby komuś udałoby się je sforsować, na pewno już byśmy o tym wiedziały. Więc jakim cudem zwłoki zniknęły?
Czy to oznaczało że nawet tutaj nie byłyśmy bezpieczne? 
-Jak to się stało?-spytałam nie mogąc doszukać się w tej sytuacji żadnego sensu.
-Nie mam pojęcia.-Burrows uklękła przy pustym prześcieradle i zaczęła mu się przenikliwie przyglądać.-To nie powinno się wydarzyć, szczególnie po tym jak postawiłam dodatkowe osłony...
-W takim razie, chyba będziemy musiały się stąd wynieść..-stwierdziłam ze smutkiem, ponieważ była to jedna z moich ulubionych kryjówek.
-Nie wyciągajmy pochopnych wniosków.-Susan wyglądała na skupioną, chyba się czegoś domyślała.
-Żebyśmy mogły tu zostać, musimy mieć pewność, że jesteśmy bezpieczne....W końcu Pitch nie siedzi z założonymi rękoma...wydaje mi się że to jego sprawka. Znalazłaś jakiś ślad?
-Właśnie żadnego... nie ma tutaj ani jednego ziarenka piasku.-zmarszczyła brwi w oznace zdziwienia.
-Nic z tego nie rozumiem.-odparłam, zdezorientowana.-Przecież sam nie mógłby opuścić tego pokoju, w końcu był martwy.
-Nie byłabym tego taka pewna...-Susan ściągnęła brwi w oznace skupienia.-To jest dosyć podejrzane...wyczuwam pozostałości ogromnej mocy....i ślady śmierci....Chyba już wiem co się wydarzyło...
-O czym ty mówisz?-spytałam całkowicie zbita z tropu.

-Kiedyś ja też tak zrobiłam, z pomocą księżyca i dobrych wspomnień ludzi z którymi byłam związana, po tym jak zostałam uśmiercona pod postacią człowieka...
-Wyjaśnisz mi o co chodzi?
-Pamiętasz jak mówiłam ci o aurze mocy którą u niego wyczułam...
-Tak, przecież rozmawiałyśmy o tym dosłownie dziesięć minut temu.-stwierdziłam zniecierpliwiona.
-Gdyby rzeczywiście moje przypuszczenia okazały się trafne, jako istota nadludzka mógłby powrócić  do świata żywych.
-Czyli najprawdopodobniej sam stąd wyszedł?!

-Tak mi się wydaje.
-Możliwe że jego uczucia mogły być nie szczere?
-Na to pytanie nie znam odpowiedzi...ale wydaje mi się że w takiej sprawie na pewno by cię nie okłamał..
-Jednak teoretycznie to może być prawda?
-Nie wiesz jaki był naprawdę, możliwe że szczerze cię kochał, tylko nie chciał żeby ktokolwiek dowiedział się o jego mocy.-Susan starała się mnie pocieszyć, ale ja i tak jej nie słuchałam.
-Gdyby mnie kochał powiedziałby prawdę.
-Może miał ku temu powody? 
-To i tak go nie usprawiedliwia, mógł być ze mną szczery. Przecież obdarzyłam go całkowitym zaufaniem. 
-Elsa, nie wiesz dlaczego tak postąpił...daj mu się wytłumaczyć. 
-Jeżeli w ogóle się tutaj pojawi..-nie dawałam za wygraną, chociaż wiedziałam że brązowooka po części ma rację. 
-Zastanów się, dlaczego niby miałby ci coś takiego zrobić?
-Sama nie wiem...



Z perspektywy Jacka:

Poczułem jak ogarnia mnie światło, a cała ciemność znika. 
W moje ciało wstąpiła nowa siła.
Domyśliłem się, że wracam do świata żywych. 
Jednak pomimo tego, że był to powód do radości, nie mogłem uspokoić swojego rozszalałego od strachu serca. W końcu powstawanie z martwych było bardzo bolesne, około 300 lat temu się o tym przekonałem. 
Chociaż kiedy znalazłem się już w świecie ludzi ból zniknął, to podczas przejścia myślałem, że pęknie mi czaszka. 
Wiedziałem, że tak będzie i tym 
razem. A nawet gorzej. 
Po chwili poczułem rozdzierające uczucie w okolicach serca. 
Zaczęło się.

Z perspektywy Elsy: 

Nagle z pokoju obok dało się słyszeć jakieś niepokojące dźwięki. 
Spojrzałam ze strachem na Susan, próbując odczytać emocje z jej twarzy. Ale jak zwykle żadnych nie znalazłam, skierowała się w kierunku pomieszczenia nie ukazując uczuć.
Nie chcąc zostać sama, ruszyłam za nią. 
-Obserwuj tyły.-szepnęła do mnie, po czym chwyciła kij bejsbolowy, który ukryłyśmy kiedyś w stojaku na parasolki.
Ruszyłam za nią w stronę stronę pokoju, starając się ukradkiem spoglądać w przeciwnym kierunku, żeby nikt nas nie zaskoczył.
Gdy znalazłyśmy się na korytarzu, po którego lewej stronie znajdowało się wejście do pomieszczenia, włosy dosłownie stanęły mi dęba.
Do naszych uszu dotarły rozpaczliwe jęki i stłumione wrzaski, jakby ktoś próbował się wyswobodzić z maszyny tortur. Dodatkowo towarzyszyło temu dziwnie niebieskie światło wydobywające się ze szpar starych drzwi.
-Musimy to sprawdzić.-brązowooka popatrzyła na mnie z zbolałą miną, na co tylko kiwnęłam głową.
Byłam przerażona, dlatego nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
Czułam się jak bohater jakiegoś horroru, który zamiast uciekać od zagrożenia, wręcz biegnie do jego centrum.
Niestety Susan miała rację, musiałyśmy szybko się tym zająć. Inaczej mogłoby się to okazać przykre w skutkach.
-Na trzy wchodzimy...-klepnęła mnie w plecy, w ramach otuchy. Ale niewiele mi to pomogło. Czułam jak moje wnętrzności zwijają się w kłębek ze strachu. A co jeżeli to była jedna wielka pułapka?  A Mrok powrócił  ze swoją armią? Nie dałybyśmy mu rady, bo był zbyt potężny.
-Jeden.....-moje ręce zaczęły drżeć, a oddech nieznacznie przyspieszył.
Wiedziałam, że muszę się uspokoić dlatego mocno ugryzłam swoją wargę. Ból spowodował że emocje buzujące w mojej głowie trochę opadły.
-Dwa....-Susan złapała za klamkę, a ja postarałam się wyostrzyć wszystkie zmysły i skoncentrować na swojej mocy, żeby w razie czego, szybko móc z niej skorzystać.
-Trzy!-blondynka w przeciągu sekundy otworzyła drzwi.
Nie tracąc czasu obie wystrzeliłyśmy jak z armaty i wbiegłyśmy z impetem do pokoju.
Na początku oślepił nas blask wcześniej widzianego błękitnego światła.
Dopiero po paru sekundach zaczął słabnąć.
Długowłosa trzymała kij w górze i cały czas była gotowa żeby się nim zamachnąć.
Ja wyprostowałam  ręce, także szykując się do ataku.
Chociaż nic nie widziałyśmy, byłyśmy przygotowane na wszystko....albo tylko tak nam się zdawało..

Kiedy poświata całkowicie zniknęła, Susan upuściła broń na podłogę.
To co zobaczyłam sprawiło że zmiękły mi kolana i ponownie dostałam ataku paniki....



(Hahaha jestem taka zła i przerywam w najciekawszym momencie. :DDDD_)

Z perspektywy Tajemniczego:

Wspomnienia:

Wykorzystałem nastolatków do zainicjowania bójki i wszystko poszło jak po maśle.
Dziewczyna ujawniła swoje moce i uśpiła nastolatków, dlatego wiedziałem z kim mam do czynienia.
Frost nie był żadnym problemem, stracił moce i leżał kompletnie nieruchomo na podłodze.
Więc bez przeszkód, podczas gdy blondynka zatrzymała czas, mogłem go wykończyć.
Jednak chciałem poczekać na rozwój wydarzeń, dlatego dalej udawałem nieprzytomnego.
Blondynka wróciła normalny bieg chwili, ale stworzyła barierę niewidzialności, żeby żaden człowiek nie zobaczył pobojowiska które wywołała mocą.
Jedną ręką wyciągnęła telefon, po czym wybrała numer i zaczęła rozmowę z jakąś Elsa

-W Mike's Pizza na Wall Street. Pośpiesz się. Nie dam rady długo utrzymać bariery niewidzialności.
Przez chwilę przysłuchiwałem się jej rozmowie z koleżanką. Chciałem to załatwić na spokojnie, ale niestety musiałem się pośpieszyć, bo jak wywnioskowałem z dialogu, nadchodziły posiłki.
Odciągnąłem dziewczynę swoją mocą i uderzyłem o drzwi, żeby na razie ją unieszkodliwić, po czym podszedłem do białowłosego i pstryknięciem palca stworzyłem ranę na jego głowie, żeby się wykrwawił.
Misja mogła być wykonana, a jednak po zabiciu tego szczura coś mnie zatrzymało.
Kelnerka zaczęła się wybudzać dlatego szybko ruszyłem w jej kierunku.
Wiedziałem, że także była ważnym celem mojego zadania, dlatego nie miałem zamiaru się z nią patyczkować.
Jednak gdy przygwoździłem ją do ściany w jej źrenicach widziałem tylko pustkę i brak jakiejkolwiek oznaki strachu. Ba! nawet go nie wyczułem.
Zazwyczaj gdy miałem odebrać komuś życie, rozpacz wylewała im się z oczu. A tutaj widziałem tylko czystą obojętność.
I wtedy w mojej głowie pojawiło się nieznane mi dotąd uczucie ciepła.
Po prostu nie potrafiłem jej zabić. Dlaczego? Sam nie wiem. Może w jakimś sensie była do mnie podobna?
Ostatni raz spojrzałem na tą niską, tajemniczą osóbkę, po czym wykasowałem jej pamięć przy okazji ją usypiając. Położyłem ją za stołem, po czym wróciłem normalny bieg czasu.
Wykurzyłem wszystkich gości, i im także usunąłem wspomnienia żeby nie było żadnych świadków.

Koniec wspomnień.

Przypominałem sobie całą sytuację z dzisiejszego dnia nie mogąc usnąć. Ciągle męczyło mnie jedno pytanie...Dlaczego jej nie wykończyłem? Przecież od dzieciństwa szkolono mnie w tym fachu.
A ja po prostu się zawahałem, to nie było normalne.
Postanowiłem wstrzyknąć sobie kolejną dawkę serum, które dał mi ojciec. Wszystkie poplątane uczucia zniknęły, a ja znowu mogłem rozkoszować się wszechobecną pustką w moim sercu.



Z perspektywy Susan:

Elsa upadła na kolana i zakryła usta dłonią. Ja omal nie zrobiłam tego samego, jednak starałam się zachować kontrolę. Chociaż w tej sytuacji trudno było mówić o jakimkolwiek spokoju.
Na podłodze leżał zakrwawiony Jack.

Szybko podbiegłam do niego i łapiąc za nadgarstek sprawdziłam puls. Na szczęście chłopak oddychał, chociaż wolno i płytko. Z jego nosa i ust leciała krew, a bluza była podarta.
Miał zadrapania na twarzy i plamy krwi w okolicach łokci i ramion.
Najwyraźniej to był jego drugi powrót z zaświatów.
-Jack?-błękitnooka uklękła obok mnie i złapała jego głowę w obie dłonie. Zadrżał.
Każdy ruch sprawiał mu ból. Chyba miał połamane żebra.
-Musimy go opatrzyć, idź po apteczkę do kuchni..-poinstruowałam ją.-I weź butelkę wody.
Frost starał się wstać o własnych siłach, ale mu na to nie pozwoliłam.
Nie po to wrócił, żeby teraz znowu umrzeć od obrażeń.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Stare opowiadanie powraca! Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Starałam się napisać wszystko jasno, żebyście zrozumieli co tak naprawdę zaszło w restauracji.
Chociaż nie wiem czy ktoś jeszcze czyta moje wypociny.

PS:Mam jedno pytanie, które jest dla mnie ważne...
Pisać czy nie? Wiem że wyszłam z wprawy i moje posty są teraz do bani... Więc zastanawiam się czy ktoś tu jeszcze zagląda i interesuje się tą historią  :3

Pozdrawiam mrożonki :D
Mysterious Rebel

czwartek, 11 sierpnia 2016

Rozdział 2 •Opowiadanie nr 2•

Perspektywa Elsy:

Śniło mi się, że wraz z Anią w czasie lata jeździłam konno po polach naszego wujka w starym miasteczku Arendelle. Za nami wesoło biegł kudłaty pies sąsiada, cały czas merdając ogonem. Niedaleko dało się słyszeć beczenie kóz i owiec przy akompaniamencie świerszczy i żab, które rechotały w pobliskim stawie.
A zapach świeżo ściętego zboża roznosił się po okolicy.
Zupełnie jak za czasów mojego dzieciństwa, gdy wraz z rodzicami przyjeżdżaliśmy tam na wakacje.
Ciocia za każdym razem piekła dla nas cieplutkie bułeczki z jagodami. Był to nasz ulubiony przysmak, który idealnie komponował się z domową, gorącą, czekoladą.
Aż żal było wracać z powrotem do miasta.
Na szczęście rodzice, zabierali nas tam na tak długo jak tylko mogli.
Całymi dniami mogłam przesiadywać w stajni wujka i doglądać koni, to były dla mnie najlepsze czasy, których nigdy nie zapomnę.
Najchętniej pozostałabym w tym śnie jak najdłużej, żeby nacieszyć się towarzystwem rodziny jak i wspomnieniami sprzed wypadku.
Spędziłam w Arendelle wiele cudownych chwil.

Jednak po chwili poczułam lekkie szturchnięcie, co wystarczyło żeby mnie obudzić. Przeklinając w duchu osobę, która zniszczyła mój wyimaginowany świat, otworzyłam powoli oczy.
Jak się domyślałam nade mną stał Sony.

Dlaczego mnie obudził?

-Jesteśmy na miejscu.-odpowiedział na moje nieme pytanie, po czym skinął głową w stronę pięknej alejki, wzdłuż której rosły drzewa kwitnącej wiśni.
Różowe płatki lekko podrygiwały w powietrzu przez podmuchy wiatru, a niektóre z nich delikatnie opadały na ziemię.
Między nimi lawirowały białe ważki i duże, kolorowe motyle, przez co cała ścieżka wyglądała jakby żywcem wyciągnięta z bajki.
Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
-To dopiero początek wrażeń.-brunet uśmiechnął się i położył rękę na moim ramieniu, a po chwili jego włosy zmieniły swój kolor na granatowo niebieski.



Mało brakowało a zachłysnęłabym się powietrzem z zaskoczenia. Chociaż na co dzień miałam styczność ze swoją mocą, taka przemiana była dla mnie nowością.
-Jak to zrobiłeś?-spytałam uważnie na niego parząc.
-Wystarczyła szczypta magi.-odparł.-Nic więcej To była taki mały kamuflaż.
-W takim razie nie mogę się doczekać co zastanę w wewnątrz akademii.- stwierdziłam po małym pokazie Sony'ego.-Skoro takie rzeczy dzieją się poza nią.
-Zaraz się przekonasz.-podał mi swoją rękę, po czym oboje, zostawiając auto na specjalnie przyszykowanym, zakamuflowanym parkingu, ruszyliśmy w stronę bramy.

***

Kiedy Sony wcisnął specjalny kod do zamka ukrytego wewnątrz drzwi, wrota automatycznie się otworzyły. 
Pełna ciekawości spojrzałam za nie gdy tylko się uchyliły. 
Moim oczom ukazał się nieziemski widok. 
Przed nami znajdował się ogromny budynek przypominający konstrukcja zamek lub dwór ze średniowiecza. Cały utrzymany w jasnych barwach z niebieskimi szpiczastymi dachami na wieżach i przy stropach. Obok był umiejscowiony mały park z różnymi roślinami, zwykłymi i magicznymi.
W jego prawym skrzydle znajdowały się małe jeziorka z wodą przejrzystą  jak kryształ. Niedaleko położone były boiska do kosza, siatki, piłki nożnej, tenisa, oraz wielu innych dyscyplin sportowych.
Umiejscowiona tam była ogromna zjeżdżalnia zrobiona z tęczy.
Na niebie wznosił się księżyc który nawet podczas dnia oświetlał cały obszar akademii. Co nadawało jej jeszcze bardziej magicznego wyglądu.
-Chyba bardo ci się podoba?- Sony spojrzał na mnie znacząco jakby dokładnie wiedział co teraz czuję.
-To mało powiedziane.-odparłam uśmiechając się do niego zupełnie jak małe dziecko, które dopiero co dostało cukierka.
-Później oprowadzę cię po całej akademii, ale na razie musimy iść do dyrektorki, która chce się z tobą spotkać.
-Już nie mogę się doczekać.-skinęłam głową na znak zgody po czym ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku.

***

Wnętrze szkoły było piękniejsze niż je sobie wyobrażałam. 
Witraże w oknach opisujące dzieje akademii, przepuszczały barwne promyki słońca do pomieszczeń a długie zasłony dodawały nutki tajemniczości. 
Podłoga była wyłożona czarno białymi kafelkami zupełnie jak na szachownicy. 
W rogach stały kunsztowne figury wykonane z marmuru. 
A na suficie wisiały piękne żyrandole zrobione z kamieni szlachetnych. 
Każde drzwi były dębowe i wykończone szpiczastym łukiem. 
Dosłownie jak w prawdziwej bajce. 


Sony lekko uderzył piąstką we framugę drzwi, po czym słysząc ciche...
-Proszę.
...wszedł do środka ciągnąc mnie za sobą. 

Pomieszczenie było utrzymane w ciemnych barwach, dlatego z łatwością można było zauważyć  wyeksponowaną postać dyrektorki w krwisto czerwonej sukni. Kobieta miała czarne włosy i dziwnie białe oczy. Spoglądała na nas spod swoich okularów ani razu nie mrugając.

-Dzień Dobry.-powiedzieliśmy jednocześnie stojąc przed ciemnowłosą.
-Witajcie.-dyrektorka wskazała gestem dłoni na dwa stojące przed biurkiem krzesła.-Możecie usiąść.-dodała.

Skorzystaliśmy z propozycji i usadowiliśmy się na wbrew pozorom wygodnych siedzeniach. 
-Dziękuję Sony, że po raz kolejny bezbłędnie wykonałeś swoją misję. Jak się dowiedziałam od Saula, wystąpiły małe problemy z których jak zwykle wybrnąłeś. Cieszę się, że nic wam się nie stało.
-Ja też.-granatowowłosy wyglądał na rozluźnionego, najwyraźniej czekał na ocenę nauczycielki.-Dziękuję za pochwałę. 
-Należała ci się.-odparła po czym uśmiechnęła się w moją stronę.-Ale przejdźmy do setna sprawy.
Witam nową uczennicę. Jesteś dla nas nie lada skarbem. Teraz w akademii są dwie osoby władające mocą lodu. Chociaż to i tak mało, w porównaniu do przedstawicieli innych magicznych ras. 
-Jest ktoś jeszcze z mocą lodu?-spytałam z niedowierzaniem.
-Tak, jedna osoba. Ale jak już mówiłam to i tak cud, że jesteście tutaj oboje. Wasze zdolności są bardzo rzadkie, ale także najsilniejsze z jakimi dotąd miałam styczność. Dlatego już nie mogę się doczekać wspólnych  lat pracy. 
-Też jestem bardzo ciekawa.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.-Ale gdzie są wszyscy uczniowie?
-Własnie....dziękuję za przypomnienie mi najważniejszej kwestii. Przedstawię ci harmonogram szkoły i twój plan zajęć.  Wszyscy nasi podopieczni  do godziny 17:00 mają zajęcia z przerwami. Każda klasa ma przypisaną salę w której uczy się całego materiału. Naukę dzielimy na przed popołudniową i po południową. Podczas pierwszej uczymy się przedmiotów zwykłych, a w trakcie drugiej odbywają się lekcje magiczne. W czasie tych zajęć co półtora godziny organizowane są piętnastominutowe przerwy na zabawę lub zwyczajny odpoczynek. 
Będziesz miała wszystko dokładnie rozpisane na planie, więc nie martw się o pomyłkę. 
Jeżeli chodzi o tak długie godziny zajęć, uczniowie mogą zażyć miksturki żeby nie odczuwać zmęczenia, spowodowanego brakiem snu. Są w pełni sił, a zażywanie tego magicznego napoju nie ma skutków ubocznych. Oczywiście, mogą także zwyczajnie się położyć spać.
Są jednak takie osoby, które w ogóle nie potrzebują snu. Dlatego w naszej akademii nie ma nocy. Jest tylko fioletowo błękitne niebo z gwiazdami i księżycem. 
-Dla wilkołaków to wielki plus, dlatego że nie ma pełni.-wtrącił się Sony.-Wszystko jest starannie przemyślane. 
-Są sektory dla każdych uczniów, wszyscy mają swój pokój mieszkalny połączony z sypialnią.-dodała czarnowłosa wręczając mi plik kartek z informacjami o zajęciach jak i pomieszczeniach szkoły.-Z mojej strony to już wszystko. Miło mi było cię poznać. Teraz Sony zaprowadzi cię do twojego pokoju nr 2 w strefie lodu. Do zobaczenia.-dodała podając mi rękę, którą uścisnęłam. 
-Do widzenia.-pożegnaliśmy się po czym oboje z Sony'm  wyszliśmy z gabinetu.

-I jak pierwsze wrażenie?-spytał zaraz po tym gdy znaleźliśmy się za drzwiami.
-Jestem mile zaskoczona, myślałam że będzie gorzej.-stwierdziłam
-Nawet nieźle sobie poradziłaś, nie widziałem u ciebie żadnej oznaki stresu.
-Potrafię dobrze ukrywać uczucia w takich krępujących sytuacjach. Nic nadzwyczajnego.
-Może ci się to kiedyś przydać, szczególnie na niektórych zajęciach.-klepnął mnie przyjacielsko po ramieniu.
-A teraz chodźmy do twojego pokoju. Za chwilę ten korytarz zaludni się od uczniów akademii.

***

 Wygląd mojego nowego pokoju niemalże zwalił mnie z nóg. Cały był utrzymany w jasnych barwach z dominującym kolorem niebieskim. 
Na suficie wisiał piękny żyrandol ze śnieżynkami, które odbijały światło żarówek. 
W rogu stały dwa łóżka i szafki nocne przyozdobione malowanym szronem. 
Niedaleko nich znajdowała się szafa i uroczy dywanik. 
Na nim umiejscowiony był mały stolik, którego blat wyglądał jakby dosłownie został zrobiony z tafli lodu. 
-Jest śliczny.-przyznałam z zachwytem przyglądając się całemu wnętrzu. 
Wyglądało dosłownie jak wyjęte z moich marzeń. 
-U nas pokoje wyglądają trochę inaczej. Później możesz zajrzeć do mojego sektora. Każdy ma odmienny wystrój.-dodał Sony siadając na krawędzi łóżka. 
-Z chęcią cię odwiedzę ale  nurtuje mnie jedno pytanie....w co ja się jutro ubiorę?-spojrzałam na niego z rozbawieniem w oczach. 
-Prawie bym zapomniał....-symbolicznie uderzył się w czoło.-Zajrzyj do szafy.-dodał. 
-Mam się spodziewać Narni?-spytałam chcąc z niego zażartować. 


-Eh..nie o to mi chodziło..-zaśmiał się pod nosem.-Po prostu sprawdź co jest w środku. 

Ciekawa co znajdę za drzwiami szafy, szybko ruszyłam w jej stronę.
Jak się okazało, były w niej wszystkie moje stare ubrania oraz kilka nowych z mundurkiem. 

Tylko skąd one się tu wzięły?

-Akademia załatwia wszystko, już ci to mówiłem.-granatowowłosy naigrawał się z mojej zdziwionej miny.-Zamknij usta bo ci mucha wleci. 
-Pff...-prychnęłam zamykając drzwiczki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Wszystkich po tak długiej nieobecności!
Naprawdę jest mi ogromnie wstyd, że zostawiłam Was na parę miesięcy bez żadnej informacji ani posta. Przepraszam Was  z całego serducha....wybaczycie?


Zostańcie na moim blogu...


Postaram się, żeby posty były częściej... 

PS:A jeżeli chodzi o rozdział pozostawiam go waszej ocenie...
Dodałam także zakładkę spam i spisałam w punktach opowiadania....działa jeszcze chat blogowy więc zapraszam do rozmowy. :d

Stęskniłam się za blogowaniem, no i oczywiście za moimi kochanymi mrożonkami! 
Buziaki i do zobaczenia w następnym poście!
1 komentarz = kolejny rozdział STAREGO opowiadania :D 

sobota, 5 marca 2016

Rozdział 1 •Opowiadanie nr 2•

Z perspektywy Elsy:

Miotały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony pragnęłam pojechać do akademii wraz z Sony'm, a z drugiej nie chciałam zostawiać swojego dotychczasowego życia. Chociaż nie miałam żadnych znajomych, nie mogłam przestać odczuwać żalu i tęsknoty. W końcu opuszczałam rodzinę, szkołę, nauczycieli i miasto w którym się wychowałam. Tylko dzięki zapewnieniu szarookiego, że wszystkim na których mi zależy nie spadnie włos z głowy, dałam się namówić na wyjazd. I pomimo tego, że wciąż biłam się ze  swoimi myślami wsiadłam do czerwonego mercedesa, którego właścicielem, jak się domyślałam był brązowowłosy. Zastanawiałam się skąd go miał, nigdy nie widziałam żeby przyjeżdżał w nim do szkoły. Przecież nikt nie pożyczyłby mu tak drogiego pojazdu, a może komuś go ukradł? Po dzisiejszym dniu spodziewałam się wszystkiego. Przede mną mógłby się nawet pojawić Albert Einstein, a i tak nie zrobiłoby to na mnie najmniejszego wrażenia.
-Nie wiedziałam, że masz prawo jazdy.-zagadnęłam po dłuższej chwili niezręcznej ciszy.
-Wcale go nie mam...-odparł odpalając silnik.
-Jak to?!-byłam nie mniej zaskoczona jak skołowana.-Przecież możesz za to trafić do więzienia...
-Później wyjaśnię ci z kąt mam auto i w jaki sposób funkcjonuje akademia...
-Jak to możliwe że policja cię jeszcze nie złapała?-spytałam wchodząc mu w zdanie.
-Spokojnie, mam specjalną kartę. Dowiesz się wszystkiego jak dojedziemy do szkoły. Na razie nie jestem upoważniony do ujawniania ci tak poufnych informacji.-odparł posyłając mi szeroki uśmiech na co się zarumieniłam.
-Przepraszam, po prostu lubię mieć wszystko pod kontrolą.
-Nie ma sprawy, wiem że wizja ucieczki z wilkołakiem w nieznane miejsce może być dla ciebie trochę straszna. Ale nie martw się, nie pozwolę by cokolwiek ci się stało.
-Rozumiem i nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ale nie mogę przestać myśleć o mojej siostrze, przecież zostawiliśmy ją tam nieprzytomną....co jeżeli coś jej się stanie? Do tego jeszcze w szkole leży ciało Hansa...będziemy poszukiwani przez wszystkie organy ścigania....-powoli zaczynałam panikować...wcześniej pod wpływem adrenaliny się nad tym nie zastanawiałam.
-Spokojnie.....-posłał w moją stronę troskliwe spojrzenie.-Osobiście dopilnuję żeby się nią odpowiednio zajęto, a także twoimi rodzicami. Jak już wspominałem nie będą cię pamiętać, ale wyjdzie im to na dobre. Inni ludzie z którymi miałaś jakąkolwiek styczność także zapomną o twoim istnieniu. A odnośnie  Hansa......nie jest człowiekiem...pochodzi z innego świata. Może wcześniej był normalny, ale teraz został sługą ciemności. Na nasze nieszczęście jeszcze nie umarł, potrzebuje tylko czasu by się odrodzić, jego ciało wyparuje i wróci do swojej siedziby. Żeby go zabić potrzebne jest coś więcej niż zwykłe kły i pazury. Ale przynajmniej nic ci się nie stało.
-Dziękuję.-odparłam dopiero teraz zdając sobie sprawę jak wiele dla mnie zrobił.
-Nie masz za co to mój obowiązek ale także przyjemność. Nie codziennie na misjach mam okazję spotkać tak piękne istoty jak ty.-mówiąc to zarumienił się, na co ja także pokryłam się różem.
Jeszcze żaden chłopak nie potrafił wywołać u mnie takich uczuć. A teraz wystarczyło jedno spojrzenie Sony'ego  bym czuła motylki w brzuchu. Czy to dlatego że uratował mi życie i był lykantropem? Nie wiedziałam, ale i tak na wszelki wypadek postanowiłam zmienić temat.
-Czyli nie było to twoje pierwsze takiego typu zadanie? Kogoś jeszcze uratowałeś?
-Szybko wyciągasz wnioski.-zaśmiał się pod nosem.-Tak, jestem w tym wprawiony. Można by powiedzieć że to mój fach. Ale ciebie uratowałem jako pierwszą. Zazwyczaj cała zabawa kończyła się na transporcie tej osoby do akademii, nie było żadnych przeszkód. Tylko ty wdałaś się w zatargi z Pitchem, najgorszym ścierwem mrocznej strony....
-O kim ty mówisz?-wtrąciłam się całkowicie zbita z tropu.
-To ty o niczym nie wiesz?-wydawał się bardzo zaskoczony.-Przepraszam..rozgadałem się, niestety nie mogę ci tego wyjaśnić bez zgody rady.
-Dobrze...-byłam trochę zawiedziona, ale rozumiałam że musi dochować tajemnicy.-Kiedy mniej więcej dojedziemy, mam dość tajemnic jak na jeden dzień.
-Zanim się obejrzysz będziemy na miejscu.-odparł po czym ku mojemu zdziwieniu dmuchnął mi w twarz złotym piaskiem.
Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, a moje powieki się zamknęły.
Usłyszałam jeszcze tylko jak mówi...
-Śpij spokojnie śnieżynko..
Po czym odpłynęłam do krainy Morfeusza.

Z perspektywy Sony'ego:

Kiedy głowa Elsy powoli opadała na oparcie fotelu, odetchnąłem z ulgą. Pomimo tego że lubiłem spędzać czas w jej towarzystwie, bałem się że mógłbym palnąć coś głupiego. W końcu nasza akademia miała wiele sekretów i raczej rada nie chciałaby bym powiedział wszystko co wiem na jej temat. Ale to nie był jedyny powód, musiałem ją uśpić ponieważ wymagały tego procedury bezpieczeństwa. Nie mogła wiedzieć gdzie znajduje się budynek szkoły, gdyby komuś o niej wspomniała przestalibyśmy istnieć. A wtedy to były koniec nie tylko nas, ale i całego świata. Dodatkowo musiałem skontaktować się z moim przełożonym i omówić mu w skrócie przebieg całej akcji.
Nie zastanawiając się długo wyciągnąłem swoją komórkę i wybrałem numer do Saula. Chociaż był w moim wieku, powierzono mu za zadanie kontrolowanie akcji, co było wielką odpowiedzialnością. Musiał sprawdzać każdą osobę która nas obserwowała lub obok nas przechodziła, nie miał łatwego zadania.
-Cześć Sony.-usłyszałem jego nieco chropowaty głos w telefonie, wiedziałem że nie przespał nocy. Oprócz akcji zajmował się także obchodami. W końcu tak jak ja należał do Ligi Walecznych. 
-Cześć Niańko.-odparłem próbując go trochę rozweselić. 
Razem z kolegami daliśmy mu taką ksywkę, ponieważ był bardzo opiekuńczy. Jego nazwisko także idealnie pasowało do przezwiska, "Nanni" brzmiało podobnie jak słowo "niania", więc nie mieliśmy żadnego problemu z jego wymyśleniem. 
-Nie mam czasu na zabawy Komórko.-prychnął pod nosem, zaraz po czym zaczął się śmiać.-Przepraszam..... zawsze gdy używam twojej ksywy, przypominam sobie że nazywasz się jak koncern handlowy sprzedający telefony. 
-Bardzo śmieszne, Nianiu....lepiej podaj współrzędne następnego przystanku, nie chce trafić na szpiegów.-starałem się mówić poważnym tonem, ale ledwo powstrzymywałem się od wybuchnięcia głośnym chichotem.-Dziewczyna jest bezpieczna, wszystko idzie zgodnie z planem. Tylko trochę się obawiam o to że ktoś będzie nas śledził. Musiałem walczyć ze sługusem Pitcha. Nie było to miłe spotkanie.
Na te słowa mój przyjaciel momentalnie spoważniał.
-Przyślę ekipę sprzątającą. Wszystko dobrze? Nic wam się nie stało?-odezwał się z typową dla siebie troską. 
-Jak słyszysz żyję, jestem mocny i niezniszczalny jak te cegły produkowane przez firmę Sony.W końcu imię nie wzięło się z niczego.
-Jasne....pomyliłeś chyba firmy..Nokia to potęga.. -słyszałem jak Saul śmieje się na boku.
-Dobra lepiej już podaj długość i szerokość geograficzną tej bazy bo nigdy stąd z wyjadę.-ponownie starałem się opanować swój nadzwyczaj dobry humor. Żeby znowu nie doprowadzić do trwającego półgodziny bezpodstawnego rechotu.
-Jedź do New Jersey, tam będzie na was czekał helikopter. Resztę informacji podam ci później.
-Dzięki i do zobaczenia.
-Nie ma za co...powodzenia.
Kiedy się rozłączyliśmy skręciłem w lewo na autostradę. Miałem nadzieję że podróż przebiegnie bez dalszych przeszkód.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tam dara dam.....oto pojawił się pierwszy rozdział nowego opowiadania. Mam nadzieję że Wam się spodoba, wprowadziłam nowego bohatera który także będzie ważny...ale nie bójcie się..Jelsa też się pojawi.. możliwe że nawet jeszcze dzisiaj napisze kolejny rozdział. Ten jest nudny.. ale wiele wyjaśniający. Będzie też wiele innych postaci..ale to później. Mam nadzieję że moje suche żarty Was nie zniesmaczą.
A co do częstotliwości wstawiania postów...nie popisałam się ughh...przepraszam za nieobecność ale doszły mi jeszcze zajęcia z koszykówki....
Następny rozdział z pierwszego opowiadania pojawi się niebawem, nie martwcie się ... nie zapomniałam o nim. :D
W każdym bądź razie błagam o wybaczenie! 
PS:Saul istnieje na prawdę... jest jednym z moich ulubionych aktorów. XD Możecie go sobie wyszukać w google grafika. Nazwisko jest w treści rozdziału. A jeżeli wolicie go sobie sami wyobrazić to nie sprawdzajcie żeby nie popsuć sobie czytania. d(=^・ω・^=)b

Do zobaczenia mrożonki! Widzimy się w następnym poście. Dzięki za 12K wyświetleń. Kocham Was.  (。♥‿♥。) 



środa, 20 stycznia 2016

Ważny post!!! :D

Na wstępie chciałam Wam bardzo podziękować za 11K wyświetleń, chociaż dla niektórych może to być mało. To jednak ja jestem bardzo szczęśliwa z tylu odsłon. Biorąc pod uwagę częstotliwość dodawania postów jest to niezły wynik. Xd Chciałabym Wam także życzyć spóźnionego Szczęśliwego Nowego Roku! :D I ponownie podziękować że bez przerwy z uporem czytacie moje wypociny dając mi nadzieję. Jesteście boscy! <3 Także przepraszam za długą nieobecność, niestety sport i szkoła wymagają pracy. Nie będę miała dobrej kondycji jeżeli ciągle będę siedzieć na dupsku.. Co nie? ;) Tak samo z nauką, mózg sam nie wykuje reakcji chemicznych i budowy układu pokarmowego. :D Dlatego też ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu na pisanie, nawet w święta. Ale znowu jestem i mam nadzieje ze ktoś tu jeszcze zagląda i czyta moje marne teksty. 
To chyba już wszystko. :) dozobaczonka wkrótce w następnym poście. ^_^ 
(Macie tutaj wykonany przeze mnie kolaż na przeprosiny *~*)

Prolog •Opowiadanie nr 2•

Z perspektywy Elsy:

Dzisiejszy dzień miał być zwyczajny i nudny jak każdy inny.
O szóstej rano wstałam z łóżka żeby na spokojnie przyszykować się do szkoły. Opatulona ciepłą kołdrą, ruszyłam w stronę łazienki z zamiarem doprowadzenia do porządku swojej zaspanej twarzy i rozczochranych włosów. Po ściągnięciu piżamy odkręciłam zimną wodę i weszłam pod prysznic. Na głowę nałożyłam mój ulubiony szampon z ekstraktem z kakaowca, po którego użyciu moje włosy pachniały jak czekoladowe ciasteczka. Pomimo pozorów lodowaty strumień działał na mnie jak napój energetyzujący, dlatego  zaraz po wyjściu z kabiny byłam już całkiem przebudzona.
Kiedy się wytarłam, wygrzebałam moją niebieską kosmetyczkę ze stery rzeczy znajdujących się w szafce pod umywalką. Wyjęłam z niej przezroczysty błyszczyk i nałożyłam go na usta, po czym lekko pomalowałam rzęsy tuszem. Więcej nie potrzebowałam, tyle makijażu w zupełności wystarczało na moją blado trupią twarz.
Po wyjściu z łazienki, skierowałam się do swojego pokoju, żeby wybrać dla siebie jakieś sensowne ubrania.
Jak zwykle nie miałam żadnego ciekawego pomysłu na stylizację, chociaż miałam obszerną garderobę, zawsze sprawiało mi to problem.
Dosłownie wywróciłam do góry nogami całą szafę, żeby pod koniec zdecydować się na miętową bluzkę z kwiecistym wzorem, różowo-łososiowe szorty i podobne kolorystycznie vansy.
Całość dopełniłam kolczykami w kształcie  błękitnych róży i złotym łańcuszkiem z  zawieszką. 
Kiedy przyjrzałam się sobie w lustrze, doszłam do wniosku że nic lepszego nie wymyślę więc zaczęłam pakować się do szkoły.
Włożyłam do plecaka wszystkie potrzebne podręczniki i zeszyty, dodatkowo postanowiłam zabrać ze sobą nową bestsellerową książkę, żeby móc poczytać ją w trakcie przerwy. Do bocznej kieszonki wpakowałam słuchawki i butelkę wody, a zrobione wcześniej kanapki wepchnęłam wraz z śniadaniówką pomiędzy podręczniki. 
Po paru minutach byłam całkowicie gotowa do wyjścia, pozostało mi jeszcze pół godziny, dlatego poszłam sprawdzić czy moja siostra już wstała.
Jak się okazało, leżała w swoim łóżku i czytała książkę, więc nie musiałam jej budzić.
-Ania ubieraj się, za nie długo wychodzimy.-powiedziałam z kamiennym wyrazem twarzy, tak jak to miałam w zwyczaju.
-Wyluzuj, jeszcze sporo czasu.-odparła odkładając książkę na szafkę, ale kiedy spojrzała na zegarek, o mało co nie spadła na podłogę. Najwidoczniej za bardzo wciągnęła się w czytanie, bo całkowicie straciła poczucie czasu. W przeciwieństwie do mnie była bardzo roztargniona, gdybym tutaj nie przyszła pewnie w ogóle nie poszłaby dzisiaj do szkoły.
-Już tak późno!
-Przecież ci mówiłam.-odparłam, przewracając oczami.-Lepiej się pośpiesz, uprzedzam że nie będę na ciebie czekać.

***20 minut później***

W końcu, kiedy Ania już była gotowa obydwie wyszłyśmy z naszego mieszkania, starannie je zamykając. Nasi rodzice wyjechali na tydzień w ramach jakiejś delegacji, więc miałyśmy cały dom dla siebie.
-Jaką masz pierwszą lekcję?-spytała z podejrzliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Chyba biologię...do czego potrzebna ci ta informacja?-uniosłam brwi, kompletnie nie rozumiejąc zachowania siostry. 
-Ładna dziś pogoda....-rudowłosa szybko zmieniła temat, czasami potrafiła być naprawdę dziwna. 
Postanowiłam dać sobie spokój z podejrzeniami i tak nic bym z niej nie wyciągnęła.
-Masz rację.-odpowiedziałam wpatrując się w płatki śniegu powolnie opadające na chodnik. Mieniły się delikatnych promieniach słońca, kochałam tą porę roku. 
-Musimy kiedyś znowu razem ulepić bałwana.
-Ania jesteśmy na to za stare.-odparłam poprawiając kołnierz swojej kurtki.-Z resztą i tak niedługo stopnieje, bo zaczyna się robić coraz cieplej.
-Ahh rozumiem.-siostra wyglądała na zawiedzioną, jednak nie zamierzałam się tym przejmować. Robiłam to dla jej dobra, ostatnia zabawa w śniegu skończyła się katastrofą. 

Podczas dalszej drogi szłyśmy w milczeniu, po tej nieprzyjemnej wymianie zdań rozmowa przestała się kleić. Nawet Ania, straciła zapał i ochotę na rozmowy. Co w ogóle nie było w jej stylu. 
Pod szkołą pożegnała się ze mną lekkim skinieniem głowy, przez co zrobiło mi się trochę przykro, ale jednak sama byłam sobie winna. Może nie powinnam jej aż tak oschle traktować? Jednak porzuciłam te bezsensowne rozmyślania.
Od tego pamiętnego dnia wolałam zachować między nami dystans, niż nadto się do niej zbliżać, a potem żyć w ciągłym strachu o jej życie. To byłoby nie do zniesienia, czułabym się wtedy o wiele gorzej. Miałabym ogromne wyrzuty sumienia i nie mogłabym spokojnie spać wiedząc że kiedyś sytuacja sprzed lat mogłaby się powtórzyć. 
***
Nim się obejrzałam, zajęta własnymi myślami doszłam do klasy wraz z brzęczeniem dzwonka. Możliwe że punktualność miałam w genach, naprawdę nigdy się nie spóźniałam. Mogło się to wydawać trohę przerażające, w końcu byłam nastolatką, która powinna być nadzwyczaj roztargniona, a jednak zachowywałam się jak królowa jakiegoś średniowiecznego państewka. Zawsze byłam opanowana i nic nie mąciło mojego spokoju. Na zewnątrz byłam jak lód, bez uczuć, zimna i oschła. Nikomu nie potrzebna. Wszystkie emocje dusiłam w sobie, żeby nie ulec działaniu mocy, która dzięki uczuciom sprawowała nade mną władzę. 
Siadając w ławce, znowu przybrałam kamienną maskę. Musiałam wyłączyć emocje.
Na szczęście wszyscy uczniowie w mojej szkole już przyzwyczaili się do "panny idealnej", więc nie byłam w centrum zainteresowania.
Moje niezwykle wysokie wyniki w nauce też nikogo nie dziwiły, co bardzo mi odpowiadało. 
Wolałam być samotna, niż przebywać w towarzystwie ludzi, których mogłabym zranić. 
-Siadajcie.-zachrypnięty głos mojej wychowawczyni rozniósł się po sali przez co w ułamku sekundy nastała niczym nie zmącona cisza. Wszyscy doskonale wiedzieli że lepiej nie denerwować Pani Andrews, była..... jakby to delikatnie określić?.... nieprzewidywalną kobietą. I każdy nieprzemyślany ruch z naszej strony mógłby się skończyć jedynką na semestr. 
-Dzisiejszą lekcję zaczniemy od sprawdzenia zadania domowego. Zdaje się, że mieliście wykonać doświadczenie o rosnącym strączku fasoli ogrodowej i dokładnie opisać wszystkie swoje czynności podczas jej doglądania. Mam rację?
Wszyscy jednocześnie kiwnęli głowami. Jak zwykle pamiętała o każdym szczególe.
-To może dzisiaj na tablicy swoją pracę przedstawi nam.....
No i jak codziennie rozpoczął się odstrzał. Wiedziałam że ponad połowa uczniów nie będzie miała zadania domowego. Na szczęście ja byłam przygotowana i nie musiałam się martwić że zaraz biolożka mnie wyczyta. Za to reszta uczniów trzęsła się ze strachu, musiałam mocno przygryzać wargę, żeby nie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem.
-Sony Greenhorn.
Padło na mojego ławkowego "kolegę". Szczerze mówiąc za bardzo się tym nie przejęłam. W stosunku do mnie był wkurzający i bez przerwy czepiał się mojego zachowania. Nie lubiłam go, działał mi na nerwy. Siedziałam z nim tylko dlatego, że nie było innych wolnych miejsc w klasie. 
-Proszę.-usłyszałam błagalny szept z jego strony. Nie wiedziałam o co mu chodzi, chyba zdawał sobie sprawę że go nienawidzę?
-Elsa błagam.-jego stalowoszare oczy patrzyły na mnie wyczekująco. Pewnie roztopiłabym się pod jego spojrzeniem gdybym nie odwróciła głowy. Był naprawdę przystojny.... A te jego idealnie wyeksponowane mięśnie na tle czarnej koszulki...
-Ahhh! Elsa! Opanuj się!-skarciłam siebie w myślach. Dlaczego tak na mnie działał?  To była kolejna z jego wielu sztuczek. Wspominałam że kiedyś chciał zostać moim chłopakiem? Jako jedyny jeszcze się do mnie nie zraził i ciągle powtarzał że muszę się więcej uśmiechać. Zresztą zostało tak do dzisiaj. Nie wiem skąd wziął ten cały upór. Przecież mógł już sobie dawno odpuścić i wyrwać całą masę innych lasek, które tylko na niego czekały. To było dosyć dziwne. Jednak kiedy spojrzałam na to z innej strony, zrobiło mi się trochę cieplej na sercu. 
Nie wiem dlaczego ale podałam mu swoją pracę, to było silniejsze ode mnie. 
-Dziękuję księżniczko.-wyszeptał, a potem posłał mi jeden ze swoich zniewalających uśmiechów. Znowu zaczął igrać z moimi emocjami a ja bezsilnie mu się poddałam. Kiedy podszedł do tablicy, na moją twarz wpełzły rumieńce. Pewnie chciał mnie tylko wykorzystać, a ja głupia nabrałam się na jego urok. Może od początku miałam rację, chciał na mnie żerować? Miałam kompletny mętlik w głowie. Ale w sumie... Dlaczego w takim razie interesował się moim samopoczuciem? To było zbyt skomplikowane, a ja i tak nie mogłam się do nikogo zbliżać. Więc te rozmyślania nie miały sensu. Skupiłam się na słuchaniu Sony'ego, który wbrew pozorom nie wyglądał na zdezorientowanego czy zdenerwowanego. Nie zająkał się ani razu podczas czytania mojej prezentacji. Szczerze sama byłam zdziwiona, dostał najwyższą ocenę. Nie mogłam wyjść z podziwu, chociaż ja odwaliłam większość roboty. 
-Dziękuję, Sony.-nauczycielka była nie mniej zdziwiona ode mnie. Wpatrywała się w Greenhorna jakby był jakimś biologicznym cudem.-Chociaż nie jestem pewna co do samodzielności tej pracy, nie będę cię przesłuchiwać bo i tak nie powiesz prawdy.
Odetchnęłam z ulgą, bałam się że chłopak mógłby mnie wydać, a to obniżyłoby moją pozycję i zaufanie jakim darzyli mnie nauczyciele.
-Dobrze...-pani Andrews ponownie zaczęła prześwietlać dziennik przez swoje malutkie okularki w zielonej oprawce. Myślałam, że dostanę zawału, kompletnie zapomniałam o charakterystycznym zwyczaju wychowawczyni. Wyczytywała uczniów aż któryś z nich nie dostał jedynki. Niby byłam bezpieczna, ale przecież oddałam swoją pracę temu idiocie. O ponownym przeczytaniu tej samej prezentacji nie było mowy, pani Andrews miała aż nazbyt dobrą pamięć. Pozostała mi tylko modlitwa by natrafiła na jakiegoś nieroba, których pełno było w mojej klasie. Jedna niedostateczna ocena uratowałaby mi życie. Naprawdę.
-Może teraz Elsa pokarze nam jak poradziła sobie z projektem..-mówiąc to wykrzywiła swoją twarz w sztucznym uśmiechu. Chyba robiła to specjalnie, widać było że dręczenie uczniów sprawiało jej radość. 
Miałam ochotę wybiec z sali, niekompetencja z mojej strony wywołałaby ogromne poruszenie, w końcu byłam "panną idealną". Nie chciałam znowu znaleść się w centrum uwagi. Cała ta sytuacja zaczęła mnie przerastać. 
-Ja...ja..yhm-jąkałam się nie mogąc wypowiedzieć żadnego normalnego słowa. Chwilę później na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
-Ukradłem jej tą pracę.-usłyszałam lekko chropowaty głos dochodzący z mojej lewej strony. Szybko spojrzałam w tamtym kierunku, myślałam że zaraz naprawdę będę musiała jechać do szpitala, dostałam kolejnego skoku adrenaliny. Osobą, która starała się mnie obronić był nie kto inny jak Sony. 
-Słucham?!-nauczycielka wyglądała na zbitą z tropu. Ja sama nie rozumiałam za wiele z tej sytuacji. 
-Ukradłem jej.-ponownie powiedział, tym razem trochę cichszym tonem.-Chciałem mieć lepszą ocenę. Wtedy udałoby mi się zdać do następnej klasy.-wiedziałam, że kłamie ale nie mogłam wydusić ani słowa. Byłam zszokowana, poświęcił się dla mnie chociaż ja go odtrącałam.
-Będziesz miał poważne kłopoty, Grenhorn.-wychowawczyni posłała mu lodowate spojrzenie, jakby zaraz miała go skrócić o głowę.-Elsa czy to prawda?-dodała wyczekująco spoglądając w moją stronę.
-Um..yyyu...mm ja nie....-dopiero po parominutowym jąkaniu się wydukałam odpowiedź, naprawdę nie miałam ochoty wkopywać Greenhorna. Szczególnie po tym co dla mnie zrobił.-Możliwe, że gdzieś ją zostawiłam...ale nie wierzę żeby Sony mógł zrobić coś takiego.
-Nie rozpoznałaś własnej pracy?-zapytała spoglądając na mnie z podejrzliwością. Czemu musiała być aż taka spostrzegawcza? 
-Pisałam ją dosyć późno, a potem jej nie czytałam.-odparłam z determinacją na twarzy, chociaż sama nie byłam przekonana co do swojej odpowiedzi. Nie była zbyt przekonująca. Jednak wdzięczne spojrzenie Greenhorna dodało mi otuchy. 
-Ciekawe...-nauczycielka nie wyglądała na zadowoloną.-Obydwoje zostaniecie po lekcjach, żeby wyjaśnić całą tą tajemniczą sytuację. 
Przynajmniej na razie mogłam odetchnąć z ulgą. 
Przez dalszy czas trwania lekcji pani Andrews nie odezwała się do nas ani słowem. Chyba bardzo zdenerwowaliśmy ją swoim zachowaniem. Nawet reszta uczniów nie komentowała całego zajścia widząc przysłowiowe pioruny w oczach wychowawczyni. Nikt nie ważył się pisnąć, a co dopiero coś powiedzieć. 
Kiedy rozbrzmiał dzwonek, wszyscy zerwali się ze swoich miejsc w pośpiechu pakując książki do plecaków. Tylko ja i Sony powoli chowaliśmy wszystkie swoje rzeczy. 
-Elsa...-odezwał się łapiąc mnie za ramię.-Dziękuje że się za mną wstawiłaś, ale nie musiałaś tego robić. Przecież wiesz że dla mnie kolejna jedynka to nic nowego.
-To ty uratowałeś mnie pierwszy... niby dlaczego miałabym ci nie pomóc? 
-Sam nie wiem, przez cały czas nie chciałaś się ze mną zadawać...więc po co dzisiaj dałaś mi swoją pracę? To było dla mnie miłe zaskoczenie, jednak nadal nie rozumiem dlaczego sie poswieciłaś. 
-Przecież sam mnie błagałeś o pomoc, nie mogłam zostać obojętna. Każdy inny zrobiłby to na moim miejscu.
-Ty nie jesteś jak INNI.-odparł, a jego twarz pokryła się czerwienią.-Jednak cieszę się, że zwróciłaś na mnie uwagę.
-Już wcześniej ze sobą rozmawialiśmy...
-Ale nigdy tak szczerze. Zazwyczaj była to tylko przelotna wymiana zdań. Dopiero teraz nawiązaliśmy normalny kontakt.-mówiąc to, cały czas się uśmiechał. Aż sama miałam ochotę unieść kąciki swoich ust do góry, na szczęście w porę zdołałam się powstrzymać.
-Dobrze, dosyć tych pogaduszek...-posłał mi rozbawione spojrzenie, na co się zarumieniłam.-Za minutę mamy matematykę, a wiem że nie lubisz się spóźniać się na lekcje.
-Rzeczywiście.-stwierdziłam mimowolnie spoglądając w jego oczy, na co on przyjacielsko klepnął mnie w ramię.-Chodźmy.
Sony szybkim krokiem skierował się do drzwi, a ja, długo się nie zastanawiając, podążyłam za jego czekoladowo-włosą czupryną. 
Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek. I chociaż nie mogłam oprzeć się przeczuciu, że coś się jeszcze wydarzy, zignorowałam je i dałam się ponieść chwili. Jak się później okazało to był mój największy błąd.
Kiedy wyszliśmy z sali, o mało nie uwolniłam drzemiącego wewnątrz mnie lodu. 
Przede mną w całej swojej okazałości stał Hans, najbardziej znienawidzona przeze mnie istota stąpająca po tej ziemi.
-Cześć Elsa.-uśmiechnął się przymilne, ale i tak wyczułam w jego głosie pogardę.
Wiedział jak wyprowadzić mnie z równowagi, na szczęście jak zwykle dałam radę zdusić wszystkie złe emocje i wspomnienia jakie wywołał swoją obecnością. Nawet nie wdając się w nim jakąś dłuższą  dyskusję, ruszyłam w stronę Sony'ego, którego natrętne towarzystwo o wiele bardziej mi pasowało.
Niestety rudowłosy zdążył zagrodzić mi drogę swoim ogromnym cielskiem przez co wpadłam na jego pierś. W przeciągu sekundy odepchnęłam się i już stałam metr od niego. Nienawidziłam z nim przebywać, a co dopiero dotykać jego spoconego ciała.
-Czego chcesz?-odparłam, próbując silić się na grzeczny ton, ale najwyraźniej coś mi nie wyszło bo 
jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
-Ania chciała zrobić ci niespodziankę...więc o to jestem.-odparł jakby od nie chcenia, co jeszcze bardziej mnie wzburzyło. Dobrze wiedział, że siostra nie była świadoma naszego konfliktu, dlatego ją wykorzystał. Niby mogłabym wszystko jej powiedzieć, ale ten konflikt dotyczył mojej największej tajemnicy.
-Zostaw mnie i Anię w spokoju.-warknęłam, nawet nie zwracając uwagi na stojącą obok Hansa rudowłosą, która wpatrywała się we mnie z otwartą buzią.
-Elsa....co się z tobą dzieje?-zapytała z wyczuwalnym wyrzutem.
-Właśnie, śnieżynko....czyżbyś nie stęskniła się za swoim ukochanym?-kiedy Hans określił siebie jako"ukochanego" o mało co nie wybuchłam całym gniewem jaki dotąd w sobie dusiłam.
-Domyśl się.-warknęłam z ironicznym uśmieszkiem.-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
-Szkoda..-rudowłosy obrzydliwie oblizał wargi co przyprawiło mnie o odruchy wymiotne, był naprawdę obleśny-A już myślałem że zależy ci na życiu rodziców i całej reszty twojej beznadziejnej rodziny. W końcu jeszcze nie odpowiedziałaś na moją propozycję...a wiesz że mój pracodawca zawsze dostaje to czego chce.
-O czym ty mówisz?!-w tej chwili do rozmowy włączyła się Anka.-Nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić...za kogo ty się masz?-dosłownie widziałam w jej oczach iskierki gniewu.
-Ale ty jesteś głupia...-na te słowa cała się zagotowałam, nie miał prawa obrażać mojej siostry.-Nawet nie zdążysz mrugnąć a już cię unieszkodliwię,
-Ciekawe w jaki sposób?!-Ania była już wyprowadzona z równowagi, mi do tego stanu też nie wiele brakowało.
-Z przyjemnością zaprezentuję..-mówiąc to, Hans machnął ręką z której wystrzeliła stróżka szarego pisaku. Uformowała się z niej strzała, która trafiła Anię w głowę, rudowłosa nawet nie zdążyła pisnąć tylko upadła z łoskotem na ziemię. Moje serce na chwilę się zatrzymało.
-Co ty zrobiłeś!-wrzasnęłam podbiegając  do nieprzytomnej siostry, podczas gdy kładłam jej głowę na swoich kolanach, moje ręce bez przerwy się trzęsły.
-Nic jej nie jest, będzie miała tylko parę koszmarów. Grot nie pozostawi nawet blizny, więc wstawaj z podłogi...Pitch nie będzie czekał.
-Nigdzie z tobą nie idę.-posłałam w jego stronę lodowate spojrzenie.
-Nie muszę cię dłużej prosić, wystarczy że użyję siły.
-Chyba zapomniałeś że nie jestem bezbronna.-
-A na co ci się zda twoja moc gdy będziesz spała?-odpowiedział pytaniem, przy okazji posyłając mi pełne politowania spojrzenie.-Mam całkowitą przewagę, na pewno ze mną nie wygrasz.
-Przekonajmy się.-odparłam, po czym wystrzeliłam w jego stronę ostre lodowe sople.
Gdyby Hans nie zrobił płynnego uniku pewnie przebiłyby go na wylot, ale jednak był bardzo zwinny i bez problemu ich uniknął.
-Tylko na tyle cię stać?-zapytał z drwiną, na co moja twarz pokryła się szkarłatem. Miałam go po dziurki w nosie, pragnęłam by zniknął i nigdy nie wracał. Jednak na razie się na to nie zanosiło.
-Dopiero się rozkręcam.-powiedziałam, ale zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch za plecami usłyszałam przeraźliwy ryk, a potem przed moimi oczami rozegrała się scena niczym z najstraszniejszego horroru.

Wielki wilkołak zaszarżował na Hansa, następnie wgryzł się w jego szyję rozrywając ją na strzępy. Myślałam że to sen, jednak zapach krwi pobudził moje zmysły. Straszliwa bestia była rzeczywistością i nie wyglądała zbyt przyjaźnie.
Podczas gdy ja starałam się jakoś zrozumieć całą tą zawiłą sytuację, lykantrop zdążył  już pozbawić rudowłosego dwóch rąk i jednej nogi. Po chwili, kiedy uznał, że jego ofiara na pewno już nie żyje zaprzestał swoich działań i odwrócił się w moją stronę na co cała się spięłam. Nie wiedziałam jakie miał wobec mnie zamiary, ale byłam pewna że nigdy bym z nim nie wygrała. Był zbyt silny, miał potężne tylne łapy i ostre jak brzytwa pazury. Jego brązowa sierść i białe kły mieniły się w blasku słońca. Na pysku miał pozostałe po ataku czerwone ślady krwi. Pierwszy raz widziałam taką istotę z bliska, biła od niej aura potęgi. Nie śmiałam się nawet odezwać.
-Nic ci nie jest?-kiedy wilkołak zwrócił się do mnie, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zdawało mi się że zwariowałam, ale jednak wiedziałam że to wszystko było prawdą.
-Ahh przepraszam...chyba się jeszcze nie przedstawiłem.-powiedział widząc moje zakłopotanie.
Po czym wokół niego zaczęły kreować się dziwne niebieskie wzorki, nie minęło parę sekund, jak pojawił się przede mną dobrze znany mi chłopak na którego widok niemalże zachłysnęłam się powietrzem.
-Sony!-krzyknęłam kompletnie nie rozumiejąc całej tej sytuacji.
-Cześć.-odpowiedział, jakby to że był lykantropem było najnormalniejsze w świecie.-Zamierzałem ci o tym powiedzieć, ale czekałem na odpowiedni moment.
-I dzisiejszy dzień był według ciebie odpowiedni? Miałam za dużo wrażeń jak na jeden poranek...musiałeś mnie dobić?-zapytałam z ironią na co on uroczo się uśmiechnął.
-Ale jednak uratowałem ci życie...mam rację?
-Tak.-odparłam czerwieniąc się.-Dlaczego to zrobiłeś?
-Miałem sprowadzić cię do akademii dla takich jak my.
-To był jedyny powód?
-Nie.... wspominałem że bardzo cię lubię?
-Tak.-uśmiechnęłam się, wbrew swoim zasadom.-Ale nie mogę zostawić Ani.
-Nie będzie niczego pamiętała, nawet tego że miała siostrę. Lepiej żeby nie miała pojęcia o magicznym świecie. Dlatego nie martw się o nią, akademia dba o rodziny uczniów.-chociaż jego słowa sprawiły że zrobiło mi się trochę smutno, wiedziałam że mogę mu zaufać. Moja siostra była bezpieczna i tylko to było teraz najważniejsze.
-Jedziesz ze mną?-zapytał z wyczuwalną obawą w glosie.-Oczywiście nie zmuszam, nauka w akademii nie jest obowiązkowa.
-Nawet nie musiałeś pytać.-odparłam posyłając mu pierwszy, od dłuższego czasu, szczery uśmiech.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim! Wiem że należą mi się srogie baty za tak długą nieobecność, no ale jednak też jestem człowiekiem. Mam nadzieję że prolog nowego opowiadania wynagrodzi wam moją niekompetencję. Naprawdę się nad nim napracowałam, chociaż wydaje mi się że popsułam końcówkę. Niby miało być bez magi, ale jak się domyślacie ja nie mogę bez niej wytrzymać...normalne życie jest zbyt nudne. Jeżeli chodzi o Jacka, pojawi się on w późniejszych rozdziałach, będzie niezła walka z Sony'm. Ale i tak pojawi się Jelsa, o to nie musicie się martwić.
Zapraszam na moje konto na Wattpadzie : ZetharGrisel
Do zobaczenia mrożonki :D <3>