środa, 20 stycznia 2016

Ważny post!!! :D

Na wstępie chciałam Wam bardzo podziękować za 11K wyświetleń, chociaż dla niektórych może to być mało. To jednak ja jestem bardzo szczęśliwa z tylu odsłon. Biorąc pod uwagę częstotliwość dodawania postów jest to niezły wynik. Xd Chciałabym Wam także życzyć spóźnionego Szczęśliwego Nowego Roku! :D I ponownie podziękować że bez przerwy z uporem czytacie moje wypociny dając mi nadzieję. Jesteście boscy! <3 Także przepraszam za długą nieobecność, niestety sport i szkoła wymagają pracy. Nie będę miała dobrej kondycji jeżeli ciągle będę siedzieć na dupsku.. Co nie? ;) Tak samo z nauką, mózg sam nie wykuje reakcji chemicznych i budowy układu pokarmowego. :D Dlatego też ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu na pisanie, nawet w święta. Ale znowu jestem i mam nadzieje ze ktoś tu jeszcze zagląda i czyta moje marne teksty. 
To chyba już wszystko. :) dozobaczonka wkrótce w następnym poście. ^_^ 
(Macie tutaj wykonany przeze mnie kolaż na przeprosiny *~*)

Prolog •Opowiadanie nr 2•

Z perspektywy Elsy:

Dzisiejszy dzień miał być zwyczajny i nudny jak każdy inny.
O szóstej rano wstałam z łóżka żeby na spokojnie przyszykować się do szkoły. Opatulona ciepłą kołdrą, ruszyłam w stronę łazienki z zamiarem doprowadzenia do porządku swojej zaspanej twarzy i rozczochranych włosów. Po ściągnięciu piżamy odkręciłam zimną wodę i weszłam pod prysznic. Na głowę nałożyłam mój ulubiony szampon z ekstraktem z kakaowca, po którego użyciu moje włosy pachniały jak czekoladowe ciasteczka. Pomimo pozorów lodowaty strumień działał na mnie jak napój energetyzujący, dlatego  zaraz po wyjściu z kabiny byłam już całkiem przebudzona.
Kiedy się wytarłam, wygrzebałam moją niebieską kosmetyczkę ze stery rzeczy znajdujących się w szafce pod umywalką. Wyjęłam z niej przezroczysty błyszczyk i nałożyłam go na usta, po czym lekko pomalowałam rzęsy tuszem. Więcej nie potrzebowałam, tyle makijażu w zupełności wystarczało na moją blado trupią twarz.
Po wyjściu z łazienki, skierowałam się do swojego pokoju, żeby wybrać dla siebie jakieś sensowne ubrania.
Jak zwykle nie miałam żadnego ciekawego pomysłu na stylizację, chociaż miałam obszerną garderobę, zawsze sprawiało mi to problem.
Dosłownie wywróciłam do góry nogami całą szafę, żeby pod koniec zdecydować się na miętową bluzkę z kwiecistym wzorem, różowo-łososiowe szorty i podobne kolorystycznie vansy.
Całość dopełniłam kolczykami w kształcie  błękitnych róży i złotym łańcuszkiem z  zawieszką. 
Kiedy przyjrzałam się sobie w lustrze, doszłam do wniosku że nic lepszego nie wymyślę więc zaczęłam pakować się do szkoły.
Włożyłam do plecaka wszystkie potrzebne podręczniki i zeszyty, dodatkowo postanowiłam zabrać ze sobą nową bestsellerową książkę, żeby móc poczytać ją w trakcie przerwy. Do bocznej kieszonki wpakowałam słuchawki i butelkę wody, a zrobione wcześniej kanapki wepchnęłam wraz z śniadaniówką pomiędzy podręczniki. 
Po paru minutach byłam całkowicie gotowa do wyjścia, pozostało mi jeszcze pół godziny, dlatego poszłam sprawdzić czy moja siostra już wstała.
Jak się okazało, leżała w swoim łóżku i czytała książkę, więc nie musiałam jej budzić.
-Ania ubieraj się, za nie długo wychodzimy.-powiedziałam z kamiennym wyrazem twarzy, tak jak to miałam w zwyczaju.
-Wyluzuj, jeszcze sporo czasu.-odparła odkładając książkę na szafkę, ale kiedy spojrzała na zegarek, o mało co nie spadła na podłogę. Najwidoczniej za bardzo wciągnęła się w czytanie, bo całkowicie straciła poczucie czasu. W przeciwieństwie do mnie była bardzo roztargniona, gdybym tutaj nie przyszła pewnie w ogóle nie poszłaby dzisiaj do szkoły.
-Już tak późno!
-Przecież ci mówiłam.-odparłam, przewracając oczami.-Lepiej się pośpiesz, uprzedzam że nie będę na ciebie czekać.

***20 minut później***

W końcu, kiedy Ania już była gotowa obydwie wyszłyśmy z naszego mieszkania, starannie je zamykając. Nasi rodzice wyjechali na tydzień w ramach jakiejś delegacji, więc miałyśmy cały dom dla siebie.
-Jaką masz pierwszą lekcję?-spytała z podejrzliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Chyba biologię...do czego potrzebna ci ta informacja?-uniosłam brwi, kompletnie nie rozumiejąc zachowania siostry. 
-Ładna dziś pogoda....-rudowłosa szybko zmieniła temat, czasami potrafiła być naprawdę dziwna. 
Postanowiłam dać sobie spokój z podejrzeniami i tak nic bym z niej nie wyciągnęła.
-Masz rację.-odpowiedziałam wpatrując się w płatki śniegu powolnie opadające na chodnik. Mieniły się delikatnych promieniach słońca, kochałam tą porę roku. 
-Musimy kiedyś znowu razem ulepić bałwana.
-Ania jesteśmy na to za stare.-odparłam poprawiając kołnierz swojej kurtki.-Z resztą i tak niedługo stopnieje, bo zaczyna się robić coraz cieplej.
-Ahh rozumiem.-siostra wyglądała na zawiedzioną, jednak nie zamierzałam się tym przejmować. Robiłam to dla jej dobra, ostatnia zabawa w śniegu skończyła się katastrofą. 

Podczas dalszej drogi szłyśmy w milczeniu, po tej nieprzyjemnej wymianie zdań rozmowa przestała się kleić. Nawet Ania, straciła zapał i ochotę na rozmowy. Co w ogóle nie było w jej stylu. 
Pod szkołą pożegnała się ze mną lekkim skinieniem głowy, przez co zrobiło mi się trochę przykro, ale jednak sama byłam sobie winna. Może nie powinnam jej aż tak oschle traktować? Jednak porzuciłam te bezsensowne rozmyślania.
Od tego pamiętnego dnia wolałam zachować między nami dystans, niż nadto się do niej zbliżać, a potem żyć w ciągłym strachu o jej życie. To byłoby nie do zniesienia, czułabym się wtedy o wiele gorzej. Miałabym ogromne wyrzuty sumienia i nie mogłabym spokojnie spać wiedząc że kiedyś sytuacja sprzed lat mogłaby się powtórzyć. 
***
Nim się obejrzałam, zajęta własnymi myślami doszłam do klasy wraz z brzęczeniem dzwonka. Możliwe że punktualność miałam w genach, naprawdę nigdy się nie spóźniałam. Mogło się to wydawać trohę przerażające, w końcu byłam nastolatką, która powinna być nadzwyczaj roztargniona, a jednak zachowywałam się jak królowa jakiegoś średniowiecznego państewka. Zawsze byłam opanowana i nic nie mąciło mojego spokoju. Na zewnątrz byłam jak lód, bez uczuć, zimna i oschła. Nikomu nie potrzebna. Wszystkie emocje dusiłam w sobie, żeby nie ulec działaniu mocy, która dzięki uczuciom sprawowała nade mną władzę. 
Siadając w ławce, znowu przybrałam kamienną maskę. Musiałam wyłączyć emocje.
Na szczęście wszyscy uczniowie w mojej szkole już przyzwyczaili się do "panny idealnej", więc nie byłam w centrum zainteresowania.
Moje niezwykle wysokie wyniki w nauce też nikogo nie dziwiły, co bardzo mi odpowiadało. 
Wolałam być samotna, niż przebywać w towarzystwie ludzi, których mogłabym zranić. 
-Siadajcie.-zachrypnięty głos mojej wychowawczyni rozniósł się po sali przez co w ułamku sekundy nastała niczym nie zmącona cisza. Wszyscy doskonale wiedzieli że lepiej nie denerwować Pani Andrews, była..... jakby to delikatnie określić?.... nieprzewidywalną kobietą. I każdy nieprzemyślany ruch z naszej strony mógłby się skończyć jedynką na semestr. 
-Dzisiejszą lekcję zaczniemy od sprawdzenia zadania domowego. Zdaje się, że mieliście wykonać doświadczenie o rosnącym strączku fasoli ogrodowej i dokładnie opisać wszystkie swoje czynności podczas jej doglądania. Mam rację?
Wszyscy jednocześnie kiwnęli głowami. Jak zwykle pamiętała o każdym szczególe.
-To może dzisiaj na tablicy swoją pracę przedstawi nam.....
No i jak codziennie rozpoczął się odstrzał. Wiedziałam że ponad połowa uczniów nie będzie miała zadania domowego. Na szczęście ja byłam przygotowana i nie musiałam się martwić że zaraz biolożka mnie wyczyta. Za to reszta uczniów trzęsła się ze strachu, musiałam mocno przygryzać wargę, żeby nie wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem.
-Sony Greenhorn.
Padło na mojego ławkowego "kolegę". Szczerze mówiąc za bardzo się tym nie przejęłam. W stosunku do mnie był wkurzający i bez przerwy czepiał się mojego zachowania. Nie lubiłam go, działał mi na nerwy. Siedziałam z nim tylko dlatego, że nie było innych wolnych miejsc w klasie. 
-Proszę.-usłyszałam błagalny szept z jego strony. Nie wiedziałam o co mu chodzi, chyba zdawał sobie sprawę że go nienawidzę?
-Elsa błagam.-jego stalowoszare oczy patrzyły na mnie wyczekująco. Pewnie roztopiłabym się pod jego spojrzeniem gdybym nie odwróciła głowy. Był naprawdę przystojny.... A te jego idealnie wyeksponowane mięśnie na tle czarnej koszulki...
-Ahhh! Elsa! Opanuj się!-skarciłam siebie w myślach. Dlaczego tak na mnie działał?  To była kolejna z jego wielu sztuczek. Wspominałam że kiedyś chciał zostać moim chłopakiem? Jako jedyny jeszcze się do mnie nie zraził i ciągle powtarzał że muszę się więcej uśmiechać. Zresztą zostało tak do dzisiaj. Nie wiem skąd wziął ten cały upór. Przecież mógł już sobie dawno odpuścić i wyrwać całą masę innych lasek, które tylko na niego czekały. To było dosyć dziwne. Jednak kiedy spojrzałam na to z innej strony, zrobiło mi się trochę cieplej na sercu. 
Nie wiem dlaczego ale podałam mu swoją pracę, to było silniejsze ode mnie. 
-Dziękuję księżniczko.-wyszeptał, a potem posłał mi jeden ze swoich zniewalających uśmiechów. Znowu zaczął igrać z moimi emocjami a ja bezsilnie mu się poddałam. Kiedy podszedł do tablicy, na moją twarz wpełzły rumieńce. Pewnie chciał mnie tylko wykorzystać, a ja głupia nabrałam się na jego urok. Może od początku miałam rację, chciał na mnie żerować? Miałam kompletny mętlik w głowie. Ale w sumie... Dlaczego w takim razie interesował się moim samopoczuciem? To było zbyt skomplikowane, a ja i tak nie mogłam się do nikogo zbliżać. Więc te rozmyślania nie miały sensu. Skupiłam się na słuchaniu Sony'ego, który wbrew pozorom nie wyglądał na zdezorientowanego czy zdenerwowanego. Nie zająkał się ani razu podczas czytania mojej prezentacji. Szczerze sama byłam zdziwiona, dostał najwyższą ocenę. Nie mogłam wyjść z podziwu, chociaż ja odwaliłam większość roboty. 
-Dziękuję, Sony.-nauczycielka była nie mniej zdziwiona ode mnie. Wpatrywała się w Greenhorna jakby był jakimś biologicznym cudem.-Chociaż nie jestem pewna co do samodzielności tej pracy, nie będę cię przesłuchiwać bo i tak nie powiesz prawdy.
Odetchnęłam z ulgą, bałam się że chłopak mógłby mnie wydać, a to obniżyłoby moją pozycję i zaufanie jakim darzyli mnie nauczyciele.
-Dobrze...-pani Andrews ponownie zaczęła prześwietlać dziennik przez swoje malutkie okularki w zielonej oprawce. Myślałam, że dostanę zawału, kompletnie zapomniałam o charakterystycznym zwyczaju wychowawczyni. Wyczytywała uczniów aż któryś z nich nie dostał jedynki. Niby byłam bezpieczna, ale przecież oddałam swoją pracę temu idiocie. O ponownym przeczytaniu tej samej prezentacji nie było mowy, pani Andrews miała aż nazbyt dobrą pamięć. Pozostała mi tylko modlitwa by natrafiła na jakiegoś nieroba, których pełno było w mojej klasie. Jedna niedostateczna ocena uratowałaby mi życie. Naprawdę.
-Może teraz Elsa pokarze nam jak poradziła sobie z projektem..-mówiąc to wykrzywiła swoją twarz w sztucznym uśmiechu. Chyba robiła to specjalnie, widać było że dręczenie uczniów sprawiało jej radość. 
Miałam ochotę wybiec z sali, niekompetencja z mojej strony wywołałaby ogromne poruszenie, w końcu byłam "panną idealną". Nie chciałam znowu znaleść się w centrum uwagi. Cała ta sytuacja zaczęła mnie przerastać. 
-Ja...ja..yhm-jąkałam się nie mogąc wypowiedzieć żadnego normalnego słowa. Chwilę później na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
-Ukradłem jej tą pracę.-usłyszałam lekko chropowaty głos dochodzący z mojej lewej strony. Szybko spojrzałam w tamtym kierunku, myślałam że zaraz naprawdę będę musiała jechać do szpitala, dostałam kolejnego skoku adrenaliny. Osobą, która starała się mnie obronić był nie kto inny jak Sony. 
-Słucham?!-nauczycielka wyglądała na zbitą z tropu. Ja sama nie rozumiałam za wiele z tej sytuacji. 
-Ukradłem jej.-ponownie powiedział, tym razem trochę cichszym tonem.-Chciałem mieć lepszą ocenę. Wtedy udałoby mi się zdać do następnej klasy.-wiedziałam, że kłamie ale nie mogłam wydusić ani słowa. Byłam zszokowana, poświęcił się dla mnie chociaż ja go odtrącałam.
-Będziesz miał poważne kłopoty, Grenhorn.-wychowawczyni posłała mu lodowate spojrzenie, jakby zaraz miała go skrócić o głowę.-Elsa czy to prawda?-dodała wyczekująco spoglądając w moją stronę.
-Um..yyyu...mm ja nie....-dopiero po parominutowym jąkaniu się wydukałam odpowiedź, naprawdę nie miałam ochoty wkopywać Greenhorna. Szczególnie po tym co dla mnie zrobił.-Możliwe, że gdzieś ją zostawiłam...ale nie wierzę żeby Sony mógł zrobić coś takiego.
-Nie rozpoznałaś własnej pracy?-zapytała spoglądając na mnie z podejrzliwością. Czemu musiała być aż taka spostrzegawcza? 
-Pisałam ją dosyć późno, a potem jej nie czytałam.-odparłam z determinacją na twarzy, chociaż sama nie byłam przekonana co do swojej odpowiedzi. Nie była zbyt przekonująca. Jednak wdzięczne spojrzenie Greenhorna dodało mi otuchy. 
-Ciekawe...-nauczycielka nie wyglądała na zadowoloną.-Obydwoje zostaniecie po lekcjach, żeby wyjaśnić całą tą tajemniczą sytuację. 
Przynajmniej na razie mogłam odetchnąć z ulgą. 
Przez dalszy czas trwania lekcji pani Andrews nie odezwała się do nas ani słowem. Chyba bardzo zdenerwowaliśmy ją swoim zachowaniem. Nawet reszta uczniów nie komentowała całego zajścia widząc przysłowiowe pioruny w oczach wychowawczyni. Nikt nie ważył się pisnąć, a co dopiero coś powiedzieć. 
Kiedy rozbrzmiał dzwonek, wszyscy zerwali się ze swoich miejsc w pośpiechu pakując książki do plecaków. Tylko ja i Sony powoli chowaliśmy wszystkie swoje rzeczy. 
-Elsa...-odezwał się łapiąc mnie za ramię.-Dziękuje że się za mną wstawiłaś, ale nie musiałaś tego robić. Przecież wiesz że dla mnie kolejna jedynka to nic nowego.
-To ty uratowałeś mnie pierwszy... niby dlaczego miałabym ci nie pomóc? 
-Sam nie wiem, przez cały czas nie chciałaś się ze mną zadawać...więc po co dzisiaj dałaś mi swoją pracę? To było dla mnie miłe zaskoczenie, jednak nadal nie rozumiem dlaczego sie poswieciłaś. 
-Przecież sam mnie błagałeś o pomoc, nie mogłam zostać obojętna. Każdy inny zrobiłby to na moim miejscu.
-Ty nie jesteś jak INNI.-odparł, a jego twarz pokryła się czerwienią.-Jednak cieszę się, że zwróciłaś na mnie uwagę.
-Już wcześniej ze sobą rozmawialiśmy...
-Ale nigdy tak szczerze. Zazwyczaj była to tylko przelotna wymiana zdań. Dopiero teraz nawiązaliśmy normalny kontakt.-mówiąc to, cały czas się uśmiechał. Aż sama miałam ochotę unieść kąciki swoich ust do góry, na szczęście w porę zdołałam się powstrzymać.
-Dobrze, dosyć tych pogaduszek...-posłał mi rozbawione spojrzenie, na co się zarumieniłam.-Za minutę mamy matematykę, a wiem że nie lubisz się spóźniać się na lekcje.
-Rzeczywiście.-stwierdziłam mimowolnie spoglądając w jego oczy, na co on przyjacielsko klepnął mnie w ramię.-Chodźmy.
Sony szybkim krokiem skierował się do drzwi, a ja, długo się nie zastanawiając, podążyłam za jego czekoladowo-włosą czupryną. 
Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek. I chociaż nie mogłam oprzeć się przeczuciu, że coś się jeszcze wydarzy, zignorowałam je i dałam się ponieść chwili. Jak się później okazało to był mój największy błąd.
Kiedy wyszliśmy z sali, o mało nie uwolniłam drzemiącego wewnątrz mnie lodu. 
Przede mną w całej swojej okazałości stał Hans, najbardziej znienawidzona przeze mnie istota stąpająca po tej ziemi.
-Cześć Elsa.-uśmiechnął się przymilne, ale i tak wyczułam w jego głosie pogardę.
Wiedział jak wyprowadzić mnie z równowagi, na szczęście jak zwykle dałam radę zdusić wszystkie złe emocje i wspomnienia jakie wywołał swoją obecnością. Nawet nie wdając się w nim jakąś dłuższą  dyskusję, ruszyłam w stronę Sony'ego, którego natrętne towarzystwo o wiele bardziej mi pasowało.
Niestety rudowłosy zdążył zagrodzić mi drogę swoim ogromnym cielskiem przez co wpadłam na jego pierś. W przeciągu sekundy odepchnęłam się i już stałam metr od niego. Nienawidziłam z nim przebywać, a co dopiero dotykać jego spoconego ciała.
-Czego chcesz?-odparłam, próbując silić się na grzeczny ton, ale najwyraźniej coś mi nie wyszło bo 
jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
-Ania chciała zrobić ci niespodziankę...więc o to jestem.-odparł jakby od nie chcenia, co jeszcze bardziej mnie wzburzyło. Dobrze wiedział, że siostra nie była świadoma naszego konfliktu, dlatego ją wykorzystał. Niby mogłabym wszystko jej powiedzieć, ale ten konflikt dotyczył mojej największej tajemnicy.
-Zostaw mnie i Anię w spokoju.-warknęłam, nawet nie zwracając uwagi na stojącą obok Hansa rudowłosą, która wpatrywała się we mnie z otwartą buzią.
-Elsa....co się z tobą dzieje?-zapytała z wyczuwalnym wyrzutem.
-Właśnie, śnieżynko....czyżbyś nie stęskniła się za swoim ukochanym?-kiedy Hans określił siebie jako"ukochanego" o mało co nie wybuchłam całym gniewem jaki dotąd w sobie dusiłam.
-Domyśl się.-warknęłam z ironicznym uśmieszkiem.-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
-Szkoda..-rudowłosy obrzydliwie oblizał wargi co przyprawiło mnie o odruchy wymiotne, był naprawdę obleśny-A już myślałem że zależy ci na życiu rodziców i całej reszty twojej beznadziejnej rodziny. W końcu jeszcze nie odpowiedziałaś na moją propozycję...a wiesz że mój pracodawca zawsze dostaje to czego chce.
-O czym ty mówisz?!-w tej chwili do rozmowy włączyła się Anka.-Nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić...za kogo ty się masz?-dosłownie widziałam w jej oczach iskierki gniewu.
-Ale ty jesteś głupia...-na te słowa cała się zagotowałam, nie miał prawa obrażać mojej siostry.-Nawet nie zdążysz mrugnąć a już cię unieszkodliwię,
-Ciekawe w jaki sposób?!-Ania była już wyprowadzona z równowagi, mi do tego stanu też nie wiele brakowało.
-Z przyjemnością zaprezentuję..-mówiąc to, Hans machnął ręką z której wystrzeliła stróżka szarego pisaku. Uformowała się z niej strzała, która trafiła Anię w głowę, rudowłosa nawet nie zdążyła pisnąć tylko upadła z łoskotem na ziemię. Moje serce na chwilę się zatrzymało.
-Co ty zrobiłeś!-wrzasnęłam podbiegając  do nieprzytomnej siostry, podczas gdy kładłam jej głowę na swoich kolanach, moje ręce bez przerwy się trzęsły.
-Nic jej nie jest, będzie miała tylko parę koszmarów. Grot nie pozostawi nawet blizny, więc wstawaj z podłogi...Pitch nie będzie czekał.
-Nigdzie z tobą nie idę.-posłałam w jego stronę lodowate spojrzenie.
-Nie muszę cię dłużej prosić, wystarczy że użyję siły.
-Chyba zapomniałeś że nie jestem bezbronna.-
-A na co ci się zda twoja moc gdy będziesz spała?-odpowiedział pytaniem, przy okazji posyłając mi pełne politowania spojrzenie.-Mam całkowitą przewagę, na pewno ze mną nie wygrasz.
-Przekonajmy się.-odparłam, po czym wystrzeliłam w jego stronę ostre lodowe sople.
Gdyby Hans nie zrobił płynnego uniku pewnie przebiłyby go na wylot, ale jednak był bardzo zwinny i bez problemu ich uniknął.
-Tylko na tyle cię stać?-zapytał z drwiną, na co moja twarz pokryła się szkarłatem. Miałam go po dziurki w nosie, pragnęłam by zniknął i nigdy nie wracał. Jednak na razie się na to nie zanosiło.
-Dopiero się rozkręcam.-powiedziałam, ale zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch za plecami usłyszałam przeraźliwy ryk, a potem przed moimi oczami rozegrała się scena niczym z najstraszniejszego horroru.

Wielki wilkołak zaszarżował na Hansa, następnie wgryzł się w jego szyję rozrywając ją na strzępy. Myślałam że to sen, jednak zapach krwi pobudził moje zmysły. Straszliwa bestia była rzeczywistością i nie wyglądała zbyt przyjaźnie.
Podczas gdy ja starałam się jakoś zrozumieć całą tą zawiłą sytuację, lykantrop zdążył  już pozbawić rudowłosego dwóch rąk i jednej nogi. Po chwili, kiedy uznał, że jego ofiara na pewno już nie żyje zaprzestał swoich działań i odwrócił się w moją stronę na co cała się spięłam. Nie wiedziałam jakie miał wobec mnie zamiary, ale byłam pewna że nigdy bym z nim nie wygrała. Był zbyt silny, miał potężne tylne łapy i ostre jak brzytwa pazury. Jego brązowa sierść i białe kły mieniły się w blasku słońca. Na pysku miał pozostałe po ataku czerwone ślady krwi. Pierwszy raz widziałam taką istotę z bliska, biła od niej aura potęgi. Nie śmiałam się nawet odezwać.
-Nic ci nie jest?-kiedy wilkołak zwrócił się do mnie, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zdawało mi się że zwariowałam, ale jednak wiedziałam że to wszystko było prawdą.
-Ahh przepraszam...chyba się jeszcze nie przedstawiłem.-powiedział widząc moje zakłopotanie.
Po czym wokół niego zaczęły kreować się dziwne niebieskie wzorki, nie minęło parę sekund, jak pojawił się przede mną dobrze znany mi chłopak na którego widok niemalże zachłysnęłam się powietrzem.
-Sony!-krzyknęłam kompletnie nie rozumiejąc całej tej sytuacji.
-Cześć.-odpowiedział, jakby to że był lykantropem było najnormalniejsze w świecie.-Zamierzałem ci o tym powiedzieć, ale czekałem na odpowiedni moment.
-I dzisiejszy dzień był według ciebie odpowiedni? Miałam za dużo wrażeń jak na jeden poranek...musiałeś mnie dobić?-zapytałam z ironią na co on uroczo się uśmiechnął.
-Ale jednak uratowałem ci życie...mam rację?
-Tak.-odparłam czerwieniąc się.-Dlaczego to zrobiłeś?
-Miałem sprowadzić cię do akademii dla takich jak my.
-To był jedyny powód?
-Nie.... wspominałem że bardzo cię lubię?
-Tak.-uśmiechnęłam się, wbrew swoim zasadom.-Ale nie mogę zostawić Ani.
-Nie będzie niczego pamiętała, nawet tego że miała siostrę. Lepiej żeby nie miała pojęcia o magicznym świecie. Dlatego nie martw się o nią, akademia dba o rodziny uczniów.-chociaż jego słowa sprawiły że zrobiło mi się trochę smutno, wiedziałam że mogę mu zaufać. Moja siostra była bezpieczna i tylko to było teraz najważniejsze.
-Jedziesz ze mną?-zapytał z wyczuwalną obawą w glosie.-Oczywiście nie zmuszam, nauka w akademii nie jest obowiązkowa.
-Nawet nie musiałeś pytać.-odparłam posyłając mu pierwszy, od dłuższego czasu, szczery uśmiech.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim! Wiem że należą mi się srogie baty za tak długą nieobecność, no ale jednak też jestem człowiekiem. Mam nadzieję że prolog nowego opowiadania wynagrodzi wam moją niekompetencję. Naprawdę się nad nim napracowałam, chociaż wydaje mi się że popsułam końcówkę. Niby miało być bez magi, ale jak się domyślacie ja nie mogę bez niej wytrzymać...normalne życie jest zbyt nudne. Jeżeli chodzi o Jacka, pojawi się on w późniejszych rozdziałach, będzie niezła walka z Sony'm. Ale i tak pojawi się Jelsa, o to nie musicie się martwić.
Zapraszam na moje konto na Wattpadzie : ZetharGrisel
Do zobaczenia mrożonki :D <3>