Z perspektywy Tajemniczego:
Ciemność.
Była wszystkim. Życiem, śmiercią i każdą inną istniejącą siłą. Pielęgnowała mnie od dawna, pokazując swoją matczyną troskę. Chociaż wydawałoby się że jej nie posiada. Otulała mnie swoimi ramionami, chociaż przypominały macki koszmarnego potwora czułem się w nich bezpiecznie. Karmiła mnie strachem i cierpieniem, momentami czułem ból i traciłem siły, ale zawsze z powrotem stawałem na nogi wiedząc że to jest moje przeznaczenie.
W końcu przez długie lata życia pod jej opieką, stałem się na nie całkowicie odporny. Nie odróżniałem uczuć, stały się dla mnie całkowicie obojętne. Liczyło się tylko zadanie które miałem wykonać w przyszłości. Wiedziałem, że tylko po to się urodziłem, miałem co do tego całkowitą pewność.
Kiedy osiągnąłem już wiek szesnastu lat, nadeszła pora na wyruszenie z cienistego świata. Nie bałem się swojej śmierci ani nie odczuwałem strachu. Matka sprawiła że stałem się nie pokonany. Pewnym krokiem ruszyłem w kierunku oślepiającego światła. Dzięki magicznej zbroi w którą mnie przyodziała, czułem się silniejszy. Przylegała do mnie jak twarda skorupa okalając całe moje ciało. Miała za zadanie chronić mnie przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Zasłaniała nawet moją twarz wraz z czaszką, ale i tak widziałem wszystko oraz żaden dźwięk nie uchodził mojej uwadze. Była w kolorze smolistej czerni i przypominała kombinezon bez żadnych dodatkowych elementów. Wyglądałem jak mroczny manekin bez gałek ocznych, ust, brwi i powiek. Każdy przeraziłby się na mój widok, dlatego matka dała mi możliwość przybierania mojej pierwotnej postaci.
Chociaż byłem synem Ciemności, w środku drzemała we mnie natura człowieka. Dlatego wyglądałem jak zwykły nastolatek, należałem do ludzkiej cywilizacji i nic nie mogłem na to poradzić. Taka była część planu. Gdyby nie starania mojej matki byłbym nic niewartym i słabym śmiertelnikiem. Na szczęście odziedziczyłem po niej niektóre moce, ale nie czyniło mnie to kimś wyjątkowym. Ciągle przecież byłem człowiekiem.
Z perspektywy Elsy:
Doznałam ogromnego szoku, o mało nie tracąc przytomności z przerażenia.
Czułam się jakbym niespodziewanie została uderzona kulą do kręgli. Chociaż w rzeczywistości nie było to prawdą.
Przez mój mózg przetoczyła się fala pytań. Jak to się mogło wydarzyć?
Jack leżał zakrwawiony na granitowej posadce i nie dawał oznak życia. Z tyłu głowy wylewał się potok czerwonej cieczy, a siniaki na całym ciele także nie wyglądały najlepiej. Kto mógłby być tak podły by mu to zrobić?
Wstrzymałam oddech. Sekundy zaczęły mijać jak godziny. Lustrowałam wzrokiem całe ciało białowłosego poszukując impulsów świadczących o tym że jeszcze jest szansa. Coraz bardziej zaczęłam wierzyć w to że dopadła go śmierć. Moje oczy zaszkliły się, po czym po policzkach zaczęła mi spływać kaskada łez. Szybko podbiegłam do Jacka i złapałam go za rękę sprawdzając puls. Rozpaczliwie próbowałam zatamować krwotok z jego głowy, ale moja pomoc na nic się zdała. Wiedziałam że nic już nie mogę zrobić, chociaż uporczywie uciskałam jego klatkę piersiową. Nie chciałam dopuścić do siebie świadomości że go straciłam
-Elsa.-usłyszałam lamentujący głos za moimi plecami.
Kiedy odwróciłam głowę ujrzałam skatowaną Susan. Wyglądała jak straszna zjawa w ogóle nie przypominająca nastolatki. Jej ubrania były podarte, a twarz miała bladą jak ściana. W oczach było widać czyste przerażenie.
Zakryłam usta dłonią, z początku jej nie poznałam.
-Pomocy-wyszeptała, po czym zaczęła osuwać się na ziemię. Na szczęście w porę zdążyłam ją złapać i ułożyć na krześle.
-Co się stało?-zaczęłam męczyć ją pytaniami, co chwila przykładając do jej twarzy okład z lodu gdy już odzyskała przytomność.
Z perspektywy Jacka:
Pusta przestrzeń i nic więcej. Obracałem się w okół własnej osi, czując jedynie strach i przerażenie. Nie było ze mną nikogo, ani żaden dźwięk nie dobiegał do moich uszu. Zastanawiałem się czy zostanę tu na zawsze. Nie miałem pojęcia. Próbowałem przypomnieć sobie szczegóły z ostatniego zajścia, czyżbym był martwy? Raczej tak. Nie było dla mnie szans, ciekawe czy Elsa już o tym wie? Strażnicy na pewno już się domyślili, ale nie obchodziło mnie to. Dla mnie ważna była tylko moja mała, słodka śnieżynka. Martwiłem się jak zareaguje, nie chciałem by zrobiła sobie krzywdę. Kochałem ją nad życie i na samą myśl o tym że mogę jej już więcej nie spotkać robiło mi się słabo. Dlaczego w ogóle wtrącałem się w tą bójkę? Gdybym wtedy postąpił inaczej, nie wirowałbym zamknięty w nieznanej mi czasoprzestrzeni. Ale jednak wtedy mogłaby zginąć Susan...wolałem o tym nie myśleć. Wszystkie myśli kłębiły mi się w głowie, nie dając spokoju. A przecież chciałem być tylko zwykłym nastolatkiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich po baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo długiej nieobecności. Wiem że miało być coraz więcej rozdziałów, ale niestety (jak już wspominałam) nawet w wakacje nie miałam ulgi. Wyjechałam na obóz, gdzie nie było internetu. Dodatkowo miałam zadane trzy lektury. (maltretują uczniów w mojej szkole) Nie obeszło się również bez prac na konkurs historyczny. I dochodziły do tego codzienne treningi....Nie chcę was zanudzać moim nudnym życiem ale tak rzeczywiście było, jeżeli mi nie wierzycie to trudno. W każdym bądź razie przepraszam i ogłaszam że wracam do pisania. Można określić czas mojej nieobecności jako zawieszenie bloga, muszę przyznać brakowało mi weny i miałam myśli o zakończeniu tego bloga, ale jednak jestem z powrotem. Ten rozdział dosyć krótki, jednak bardzo ważny, mam nadzieję że się podoba.
DEDYKUJĘ ten rozdział Usi, która zmotywowała mnie do działania i pomogła stanąć na nogi. Bo szczerze, nie uważałam że moje pisanie jest choć w małym stopniu dobre.
Także....do zobaczenia i dzięki za LA!! Jesteście kochani!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich po baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo długiej nieobecności. Wiem że miało być coraz więcej rozdziałów, ale niestety (jak już wspominałam) nawet w wakacje nie miałam ulgi. Wyjechałam na obóz, gdzie nie było internetu. Dodatkowo miałam zadane trzy lektury. (maltretują uczniów w mojej szkole) Nie obeszło się również bez prac na konkurs historyczny. I dochodziły do tego codzienne treningi....Nie chcę was zanudzać moim nudnym życiem ale tak rzeczywiście było, jeżeli mi nie wierzycie to trudno. W każdym bądź razie przepraszam i ogłaszam że wracam do pisania. Można określić czas mojej nieobecności jako zawieszenie bloga, muszę przyznać brakowało mi weny i miałam myśli o zakończeniu tego bloga, ale jednak jestem z powrotem. Ten rozdział dosyć krótki, jednak bardzo ważny, mam nadzieję że się podoba.
DEDYKUJĘ ten rozdział Usi, która zmotywowała mnie do działania i pomogła stanąć na nogi. Bo szczerze, nie uważałam że moje pisanie jest choć w małym stopniu dobre.
Także....do zobaczenia i dzięki za LA!! Jesteście kochani!
Cieszem siem, że już jest rozdział. ^^ Zresztą nie byle jaki... Cudowny rozdział! Choć rzeczywiście krótki. Ostatnio wszyscy piszą krótkie. Nie wiem dlaczego. Mam nadzieję, że zmotywowałam cię troszeczkę moim bezsensownym komentarzem. Do zobaczenia w kolejnym ;)
OdpowiedzUsuń